Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
#a co jesli dajesz z siebie wszystko, a efektow
brak? zly dzien i rozwazania.


zakonczylam odchudzanie, bo nie dawałam rady. cwiczylam systematycznie, nawet pokochałam to.. mój dzień bez workout to dzień pusty, dzień stracony... dietowalam, zmieniłam nawyki.. w sumie od stycznia miałam zastoj na 63 kg.. ale walczyłam... do lipca, kiedy to pojechałam do Polski, waga nadal wskazywala 63.. w Polsce mimo moich treningow, które wzielam ze sobą... nie szalałam za bardzo. cwiczylam może z 4 razy, a tak to biegałam.. może również 4 razy.. jedynie marsz 45minutowy został ze mna nadal... ile jadlam, nie wiem. jadlam normalnie, jadlam wszystko, zdarzyly się fastfoody, cos słodkiego, nie miałam wagi, ani do wazenia siebie, ani do wazenia i liczenia kalorii... zylam w strachu i niewiedzy, ale szczęśliwie, bo z rodzina, dwa miesiące minely, wrocilam do usa... stanelam na wage, szok.. 59-60 kg. no lol. polroczny zastoj ruszyl.. bylam w szoku, bo spodziewałam się, ze waga wzrośnie.

 

teraz pracuje fizycznie, cwicze systematycznie 6 x w tyg, robie hardcore..a nie jakiś tam marsz,,, 8 godzin pracy, 3 x w tyg HIIT z turbofire, 3 razy w tygodniu pol godziny z obciążeniem na wszystkie partie ciala plus pol godziny rower... jadlam około 1500-1800..

 

nie chudłam. a w Polsce jedząc wszystko, oczywiście w ramach rozsądku, bez specjalnych cwiczen, bez pracy...schudłam. kto mi to wytłumaczy?

 

flustracja mnie ogrania. nie podobam się sobie. nienawidzę się i dopóki nie osiagne celu nie spocznę na laurach, ale co ja mam robic? co zmienić... skoro daje z siebie full i nie wiem co mam jeszcze zmienić, żeby ta zarabana waga spadla.! chce 5 kg... tyle..:(

 

rozumiecie mój bol i flustracje? ze innym się udaje...a mnie nie. mimo, ze nie siedze na dupie i nie marze, tylko działam? bezradność:(

 

czytałam dużo i znalazłam informacje na necie, ze być może mam za duży deficyt kaloryczny i wszystko by się zgadzalo, bo w sumie mój organizm się buntuje tak jak pisali w tym artykule i być może faktycznie, az tyle spalam w robocie,  chociaż watpie w to....  postanowiłam wiec cwiczyc nadal, ale jesc 'normalnie' o ile to możliwe... w moim przypadku. jem dużo warzyw, owocow, zdrowo,, nie przejadam się...i nie licze kalorii...

jeśli nie przytyje będę happy, jeśli schudnę - jeszcze bardziej. lepiej żeby pomoglo, bo nie chce isc na 1200 kalorii np.. a niestety będę zmuszona. :(

 

moje ciało brzydkie, telepiace, obwisle.. tłuszczoskorocos... a cwicze dwa lata... zalosne to jest. co robie zle? najchętniej nawpierdalalabym się, bo mam zly dzien.

 

ale tego nie zrobie.

 

 

 

pasowaloby zmienić pasek, ale na razie tego nie zrobie.

startuje od nowa, tak jakbym zaczynala odchudzanie, przegladnelam sobie wcześniejsze wpisy, trochę się zmienilo, szczególnie jeśli chodzi o słodycze-panuje nad tym.

 

nie wiem jak zacząć.. obliczyć dzienne zapotrzebowanie i jego się trzymać, czy jesc po prostu regularnie, nie przejadać się itd. musze nad tym pomyslec, bo nie chce zyc w swiecie cyferek...

 

waga wskazuje 60-61 kg

talia - 68,5 cm

brzuch - 74,5 cm

biodra - 82,5 cm

udo - 53 cm.

 

kreci mnie żeby zacząć znowu ćwiczenia z Jillian, bo mam dwie plyty, kreci mnie żeby kupic sobie caly zestaw turbofire, i chyba na to się skusze, i kreci mnie żeby zacząć a6w again, ale miesnie to ja mam, tyle, ze tłuszczem zakryte. także, postawie na turbo, zamowie za chwile... chce zobaczyć 55.. i stracic jeszcze pare cm...

'bo nieistotne jest jak mocno uderzysz, tylko ile potrafisz przyjąć i przezyc' 

 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.