Dzisiaj
mija 86 dzien
odkad zaczelam powazniej podchodzic do mojego odchudzania.Powazniej - mam na mysli ostrozniej, bardziej z glowa, i bez wymowek. Owszem zdarzaly sie wpadki ( jak nie codziennie, to co drugi dzien) , zdarzaly sie kilkudniowe lenistwa, w ktorych nawet abs8min nie zrobilam:) Ale czuje ze odrobinke schudlam. Ze jestem na dobrej drodze:)
Czasami nachodza mnie mysli " po co sie odchudzasz, i tak jestes gruba, zryj dalej", ale potem...
"Nie moge sie poddac, przeciez jak postaram sie dzisiaj, to jutro zobacze chociaz minimalna roznice, jak postaram sie przez kikla tygodni zobacze efekt, gdy postaram sie dluzej... osiagne cel. A zyjac gruba, jedzac bo jestem grubsza niz chce byc, poddajac sie bo nie mam wymarzoenj figury... kopie sama pod soba dolki. Bo kiedys przy takim mysleniu przyjdzie dzien, w ktorym naprawde bede miala co zrzucac. A wtedy nie bedzie tak latwo" :) I tak moje rozkminy mnie motywuja...:)
Do tego chce byc najseksowaniejsza dla mego meza:) Wiem ze mu sie podobam:) Ale chce od Niego uslyszec ( porownujac sie z innymi dziewczynami) , ze mam super figure, i mam najladniejsza buzie.:) Bo slysze teraz tylko to drugie. A pierwsze... Pracuje nas tym:)
heheh, moj maz szczery bywa:)):)
lecter1
18 czerwca 2013, 00:35Walcz, walcz! Bo warto!