Chciałabym krzyknąć. Tylko sama nie wiem co. „Że jestem beznadziejna?” „Że wszystko wali się na głowę”? „Że nic mi się nie udaje”?
Najlepiej wszystko na raz, bo to przecież sama prawda. Do tej pory jeszcze nic nie osiągnęłam. Idę w dół, sam dół. Ja to widzę, a co gorsza, pewnie widzą to i inni.
Jak postrzegam samą siebie? Jak najgorzej. Mam 26 lat, nadal nie zakończony licencjat, od roku prowadzę swoją firmę ale i jej powodzenia nie jestem pewna. Wiem, że rzuciłam się na głęboką wodę,. Co raz bardziej boję się, że za chwilę zacznę się topić. Nie wierzę w siebie, w to co robię. Łatwo zbić mnie z pewności tego o czym mówię. Zawsze mam z tyłu głowy, że pewnie inni wiedzą wszystko lepiej ode mnie. Że znowu czegoś nie wiedziałam. Nagminnie pojawiają się pretensje, że o czymś nie wiem ze swojej branży, a przecież powinnam wiedzieć wszystko. Bo inni z pewnością to wiedzą. Pracuje po naście godzin dziennie. I nie wiem czy to zła organizacja czasu, czy nadmiar pracy, czy moja potwornie niska wydajność. Najlepiej wszystko razem.
Poza tym jestem gruba. No może przede wszystkim jestem gruba. Ważę grubo ponad 100kg i nie potrafię się zmotywować, aby skutecznie zrzucić ten zbędny bagaż ze swoich pleców. Chcę i nie chcę. Raz wyję w poduszkę bo chcę wyglądać ładnie i zdrowo, a z drugiej strony myślę sobie, że to bez sensu, że lepiej żyć jak się chce i lubi. Tylko czy ja swoje życie lubię? Szczerze wątpię. Myślę, że gdybym chociaż w minimalnym stopniu akceptowała siebie mogłabym je polubić. Tak bardzo nie stroniłabym od ludzi. Bo teraz, jak to kiedyś ktoś powiedział, jestem dzikusem społecznym. Najlepiej mi samej, w swoim mieszkaniu, w ciszy, w spokoju, przesiedzieć, przespać cały wolny czas jakim dysponuję… W odosobnieniu, żeby nikt nie widział, nie mógł mnie poddawać ocenie. Takie mam wrażenie, że widząc mnie ktoś od razu ocenia, że gruba, że brzydka, że zapuszczona, że leniwa itd. Muszę przyznać, że sama prawda. Ale uciekam od niej, bo ona tak boli.
Co mnie skłoniło do wyrzucenia z siebie tego wszystkiego? Jeden mail, jedno zdanie od klienta. Wprowadziłam go w błąd, na zasadzie wcześniej powiedziałam, że coś można a teraz, że nie. Zirytował się. Ja nie pamiętam wcześniejszej konwersacji. Pamiętam dzisiejszą. Ale wierzę mu, widocznie się pomyliłam. I mimo, że to nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji, ani dla niego, ani dla mnie to ten incydent rozłożył mnie na łopatki. W jednej sekundzie w mojej głowie wszystko stanęło pod jednym wielkim znakiem zapytania. Cały sens budowania firmy. No bo jak można budować firmę, jak popełnia się błędy. Znowu potok myśli jak z początku wpisu. Jestem do niczego.
Uciekłam w ustronne miejsce, poleciały zły, co nieczęsto mi się zdarza. I próbuję wrócić do pracy. Wiem, że poranny wtopa nie jest warta takiej histerii, ale ona podkopała wszystko inne, co i tak ledwo stało na nogach.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że codziennie z domu wychodzę z uśmiechem na ustach i zawsze mam dobry humor. Kiedy przyjaciółka pyta się co u mnie, zawsze jest albo ok, albo dobrze, albo bez zmian czyli ok. Raz na rok zdarza mi się pęknąć i wychucham jej w słuchawkę wyrzucając wszystko z czego jestem niezadowolona, czego się boję. Chwilowo czuję ulgę, ale potem mam wyrzuty sumienia, ze okazałam słabość, a przecież ja tak zawsze marzyłam o tym, żeby być ze stali.
ola811022
30 maja 2017, 10:50Nikt nie jest ze stali! Na pewno jesteś mądrą, obrotną, przedsiębiorczą kobitką tylko w to uwierz i działaj z wagą a samopoczucie będzie lepsze. Zapraszam do mojego pamiętnika jak coś.