wczorajsze urodzinki Córci zakończone malusim moralniaczkiem ;)
pamiętając, że "najważniejsze, żeby odchudzając się i wyrzekając kolejnych kąsków nie zgubić gdzieś po drodze radości życia"... postanowiłam zrobić sobie dobrze kawałkiem placuszka... moralniaczek był, ale w sumie chyba większa radocha z delektowania się tym "malutkim" kawałeczkiem bomby kalorycznej ;)
sukcesem okazało się, że nie sięgnęłam po drugi i trzeci i kolejny... więc nie jestem taka słaba jak myślałam.
w nagrodę rano waga pokazała mi 51,3 :D
buziole i dzięki za wsparcie :-*