Fakt 1. Nie było mnie trochę tu i bardzo się stęskniłam, dlatego wracam.
Fakt 2. Źle, jest źle. Waga zatrzymała się na 84.50. Musi spaść.
Fakt 3. Jest o wiele lepiej z ruszaniem się. Pokochałam jazdę na rowerze i ćwiczenia na mięśnie brzucha. Codziennie, no prawie codziennie przeznaczam 1h 15 min na ćwiczenia.
Fakt 4. Życie czasem staje do góry nogami.
Po otrzymaniu tytułu magistra, przyznaje się bez bicia myślałam, że jak mnie nie chcą w zawodzie to będą mnie chcieli gdziekolwiek indziej. Byłam tak naiwna, że codziennie rano wmawiałam sobie, iż pójdę, zarejestruję się w urzędzie pracy jako bezrobotna i na dniach pracę znajdę. Jak nie pracę to staż, po którym kochany pracodawca zaproponuje stałą pracę. W tym miejscu powinnam zdobyć nagrodę w kategorii : Miss naiwności i głupoty.
Poszłam, zarejestrowałam się. Od razu przy rejestracji pani urzędniczka "postawiła mnie na ziemię" mówiąc: Przyjdzie Pani za miesiąc to Pani zaproponujemy pracę bądź nie.
Chwila ciszy. " A jakbym chciała ubiegać się o staż?"
" AaA to za dwa tygodnie się pani zgłosi, ale do koleżanek."
Więc zgłosiłam się do tych koleżanek. A one na to: " Na razie nie mamy żadnych ofert stażu. Dopiero za 10 dni będziemy mieli pełną ofertę, proszę przyjść."
Już nie mówię o tym, że każda wizyta w urzędzie pracy nie należy do ulubionych. Człowiek ma poczucie winy, że jest bezrobotnym. Można zaryzykować tu stwierdzenie, że jest to trochę upodlające człowieka, ale to może tylko ja mam takie wrażenie.
Po 10 dniach zgłosiłam się po staż. Z całej palety stażu , były tylko staże do sklepów lub na pracownika gospodarczego, ale jak to pani powiedziała: " dla Pani z takim wykształceniem jest jeden staż jako pracownik biurowy". Biorę , patrzę - w sekretariacie w jednej ze szkół średnich. Dobra biorę!!!!. Na drugi dzień z samego rana, lecę do szkoły zanieść cv, oczywiście roześmiana od ucha do ucha.Wchodzę, mówię co i jak a pani: " Bardzo mi przykro, ale było już tylu chętnych, że staż jest juz nieaktualny". I wtedy poczułam się naprawdę jak bezrobotna. Wracałam do domu i byłam najpierw smutna, potem zła, a jak weszłam do domu to już mi było wszystko jedno.
Zaczęło się uruchamianie wszystkich znajomości jakie człowiek i jego rodzina posiadają i jedna myśl: " chcę do pracy". Jutro znów wybieram się do urzędu. O matko!
Oczywiście oprócz całego procesu poszukiwania jakiejkolwiek pracy, przez cały miesiąc przeiwujały się inne problemy jak: kłótnie (z rodzina na porządku dziennym), skoki nastroju ( pracuję nad tym). Ale też: wieczory spędzane z J co równa się - duuużo jedzenia, spotkania ze znajomymi co równa się - duuużo jedzenia, w następną sobotę ide na wesele - jeszcze więcej jedzenia!
Jednak muszę przyznać,że z tego wszystkiego to nabrałam takiej motywacji do zmiany wyglądu, że napiszę o tym za 2 kg.
Fakt 2. Źle, jest źle. Waga zatrzymała się na 84.50. Musi spaść.
Fakt 3. Jest o wiele lepiej z ruszaniem się. Pokochałam jazdę na rowerze i ćwiczenia na mięśnie brzucha. Codziennie, no prawie codziennie przeznaczam 1h 15 min na ćwiczenia.
Fakt 4. Życie czasem staje do góry nogami.
Po otrzymaniu tytułu magistra, przyznaje się bez bicia myślałam, że jak mnie nie chcą w zawodzie to będą mnie chcieli gdziekolwiek indziej. Byłam tak naiwna, że codziennie rano wmawiałam sobie, iż pójdę, zarejestruję się w urzędzie pracy jako bezrobotna i na dniach pracę znajdę. Jak nie pracę to staż, po którym kochany pracodawca zaproponuje stałą pracę. W tym miejscu powinnam zdobyć nagrodę w kategorii : Miss naiwności i głupoty.
Poszłam, zarejestrowałam się. Od razu przy rejestracji pani urzędniczka "postawiła mnie na ziemię" mówiąc: Przyjdzie Pani za miesiąc to Pani zaproponujemy pracę bądź nie.
Chwila ciszy. " A jakbym chciała ubiegać się o staż?"
" AaA to za dwa tygodnie się pani zgłosi, ale do koleżanek."
Więc zgłosiłam się do tych koleżanek. A one na to: " Na razie nie mamy żadnych ofert stażu. Dopiero za 10 dni będziemy mieli pełną ofertę, proszę przyjść."
Już nie mówię o tym, że każda wizyta w urzędzie pracy nie należy do ulubionych. Człowiek ma poczucie winy, że jest bezrobotnym. Można zaryzykować tu stwierdzenie, że jest to trochę upodlające człowieka, ale to może tylko ja mam takie wrażenie.
Po 10 dniach zgłosiłam się po staż. Z całej palety stażu , były tylko staże do sklepów lub na pracownika gospodarczego, ale jak to pani powiedziała: " dla Pani z takim wykształceniem jest jeden staż jako pracownik biurowy". Biorę , patrzę - w sekretariacie w jednej ze szkół średnich. Dobra biorę!!!!. Na drugi dzień z samego rana, lecę do szkoły zanieść cv, oczywiście roześmiana od ucha do ucha.Wchodzę, mówię co i jak a pani: " Bardzo mi przykro, ale było już tylu chętnych, że staż jest juz nieaktualny". I wtedy poczułam się naprawdę jak bezrobotna. Wracałam do domu i byłam najpierw smutna, potem zła, a jak weszłam do domu to już mi było wszystko jedno.
Zaczęło się uruchamianie wszystkich znajomości jakie człowiek i jego rodzina posiadają i jedna myśl: " chcę do pracy". Jutro znów wybieram się do urzędu. O matko!
Oczywiście oprócz całego procesu poszukiwania jakiejkolwiek pracy, przez cały miesiąc przeiwujały się inne problemy jak: kłótnie (z rodzina na porządku dziennym), skoki nastroju ( pracuję nad tym). Ale też: wieczory spędzane z J co równa się - duuużo jedzenia, spotkania ze znajomymi co równa się - duuużo jedzenia, w następną sobotę ide na wesele - jeszcze więcej jedzenia!
Jednak muszę przyznać,że z tego wszystkiego to nabrałam takiej motywacji do zmiany wyglądu, że napiszę o tym za 2 kg.