Tak mój entuzjazm, euforia, chęć i siła do ćwiczeń oraz dobry humor minęły wraz z nadejściem wtorkowego wieczoru, na trening oczywiście poszłam, ale był za lekki żebym wyszła z niego szczęśliwa..
Środa heh niewyspana, przemęczona i z smutną minką szlajałam się cały dzień, nie ćwiczyłam na dodatek wieczorem zjadłam ciasto i wypiłam małego redds'a.. niby zdarza się.
Czasem dopada nas takiego zwątpienie, że to co robimy nie ma kompletnego sensu, nie wiem za czego sprawą tak się dzieje- szalejącej wagi, niesprzyjającej aurze, czy może braku kogoś, kto by nas przytulił i wspierał? W moim wypadku chyba miks tych trzech, no ale cóż dziś jest nowy dzień, może i tak samo smętny albo i bardziej, ale ciągle cały przede mną, więc mogę poćwiczyć, nie grzeszyć z jedzonkiem i zrobić kolejny krok ku swoim marzeniom..
A jak Wy się czujecie, też Was przygnębia aura tego sentymentalnego dnia?
obwarzanka
1 listopada 2012, 16:45Trzymaj się Kochana, ja też sobie pozwalam ;O Od poniedziałku spróbuję walczyć od nowa. Tutaj gdzie teraz jestem nie jest to takie łatwe. Głowa do góry! Pamiętaj, że zawsze po jesieni jest zima a poteem wiosna!;)