Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
no więc tak
12 grudnia 2011
Padł nam piec centralnego ogrzewania (ja pierdzielę!), diagnoza: konieczna wymiana + przeróbki instalacji. Kotłownia jest na poziomie reszty domu (brak piwnicy) więc prace remontowe = kurz, brud itp. Ofoliowałam co się dało, spakowałam co trzeba było i z młodym pod pachą wyemigrowałam. Pozostawiając na placu boju męża i psa :)
Co do diety, w związku z zamieszkaniem u rodziny męża i przez szacunek dla gospodarzy, jadłam co mi dali. Bo przecież niedopuszczalne by było gdyby ja - gość przybyła z własnymi zapasami żywności :/ Zweryfikowałam dziś wagę i jakimś cudem nie przytyłam (uff).
To tyle w woli wyjaśnień, powoli wracam do normalnego trybu życia w ciepłym domku. Później (pewnie wieczorem) poczytam co u was słychać i zabiorę się za inne zaległości (zainteresowani wiedzą).
Pozdrawiam dziewczyny :)
Anhelada
12 grudnia 2011, 12:04Kochana ja tez jem co mi mama da ;p i jakos chudne jeszcze ;p wiec głowa do góry ;)
malamarysia1
12 grudnia 2011, 10:22:-) uwielbiam niezaplanowane remonty...masakra
mimi69
12 grudnia 2011, 09:51złośliwość rzeczy martwych: czemu piec nie psuje się w lecie:)) ) Ciepełka życzę :)))
chilipapryka
12 grudnia 2011, 08:53jestem zainteresowana a nie wiem!!!!!!!!!!!!
WielkaPanda
12 grudnia 2011, 08:52Mnie też się psują sprzęty (no właśnie: "ja pierdzielę!", że tak powtórzę za tobą. Gratuluję, że ci nie przybyło na wadze!