Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nerwy w konserwy :))
23 kwietnia 2007
Tak Bożenko , postaram się :))
Z tą myślą usypiałam dzisiaj maluchy i taki tytuł nowego wpisu nasunął mi się dzisiejszego ranka :)
Tylko, że jak usiadłam do laptopa, aby dać upust swoim kolejnym filozoficznym przemyśleniom, to okazało się, że laptop się muli i przez pół godziny klęłam, że przez niego marnuje swój cenny, wolny czas :)
Puściłam więc wiązke niecenzuralnych słówek i przeniosłam się do komputera syna. A nerwy zdążyły z lekka poluzować hehehehe.
Widzę,że to chyba sprawka operatora, bo tu też nie najlepiej net chodzi, więc jeszcze się okaze ,że się napiszę, a moje myśli nie pójda w wirtualną przestrzeń :))
A czemu mi tak na tym zalezy? Cóż, czasami człowiek musi gdzieś się wyżyć, bo inaczej się udusi :))
Ale do rzeczy ...
Co tam teorie, co tam doświadczenia życiowe ,nie ma to jak eksperymentowanie na żywym organiźmie :))
W sobotę minęły trzy tygodnie od kiedy jesteśmy powiększoną rodzinką :)) Za nami pierwszy pełny weekend z tata, który wreszcie nie musiał iścdo pracy, ani na uczelnie:)
I musze przyznać, że było inaczej.Czy lepiej ? Nie moge tego jednoznacznie napisć, ale na pewno było owocnie.
Tato odbarczył mnie troche z podstawowymi obowiązkami, aleza to dzieci zachowywały się trochę inaczej, bo musze przyznać, że łagodny tatuś powoduje odrobinkę rozluźnienia obyczajów. Córeczka co prawda woli, aby mamusia nadal tylko i wyłączniesię nią zajmowała, ale synek woli tatusia :))
Najlepiej jakby tatuś ubrał, nakarmił, poprowadził za rączke, umył i potrzymał w trakcie siusiania, pomimo,że Patryk jest bardzo samodzielny i potrafi doskonale te czynności wykonywać.
Początkowo nie chciałam sie zgodzić, aby tata wyręczsł synka, ale potem przedyskutowaliśmy sprawę i doszliśmy do wniosku,że to synka nie uwsteczni, a na pewno dowartościuje. Może tatuś całkowicie syna nie wyręcza, ale pomaga mu :)
Dobrze,że poczytałam trochę teorii na temat rozwoju dzieci , dobrze też , że robimy wieczorem podsumowanie dnia (tzn. ja z mężem), bonastępnego dnia możemy wprowadzać nowe pomysły i zmiany w naszym zachowaniu.
Po prostu umawiamy się,że trzymamy wspólny front i w określony sposób postępujemy z dziećmi.
Jednk najbardziej pouczająca była dla nas wczorajsza wizyta na działce u znajomych.
Spotkaliśmy się w trzy rodziny, a każda adoptowała dzieci.
W sumie było pięcioro dzieci w wieku 2,5 roku (Oliwia) do 6 lat, z tym ,że dziewczynka sześcioletnia jest na etapie rozwoju 4 latka. Dziecko sie świetnie rozwija i powoli goni równolatków, ale dodać należy,że jak była adoptowana w wieku prawie dwóch lat, to m.in. z niedożywienia, była na etapie rozwoju dziecka 9 miesiecznego.
Ale nie o tym chciałam pisać.
Pogadałam sobie z rodzicami, którzy adoptowali dzieci 2-3 lata temu i okazało się,że my ze swoimi problemami, przeżyciami, odczuciami nie różnimy się od innych.
Ufff, jak to dobrze.Dowiedziałam, że jestem odważna, że żadna z tych rodzin po doswiadczeniach związanych z adopcją jednego dziecka nie zdecydowałaby się na przyposobienie dwójki. Matko, ja nie miałam pojęcia, że to jakiś heroiczny wyczyn.Zreszta mój Darek też;)
Myśleliśmy,że się kompletnie do tego nie nadajemy, że nie potrafimy,że wszystko robimy źle.
A jak jedna z matek powiedziała,że myślała często , że jej dziecko miałoby lepiej, gdyby trafiło do innej rodziny, i że ona swoją niecierpliwością robi krzywdę dziecku, które już wiele w życiu przeszło, to jakbym słyszła sama siebie .
Do tego inna matka powiedziała, że znajomi powiedzieli jej, że ma lepiej, bo nie przechodzi trudu związanego z pielegnacja noworodka, nocnego wstawania, pieluch itp.
Ludzie w ogóle nie maja wyobraźni.A co z uczuciami?? Dziecko się rodzi i człowiek nie zastanawia się nad tym czy je pokocha, czy nie.Ono jest na świecie i kocha sie je ,i już .
Jak dobrze, że sa na świecie ludzie podobni do nas hehehehe, a do tego ja mam doświadczenia związane z pielęgnacją dzieci biologicznych i adopcyjnych.
Nie można porównywać czy jest łatwiej , czy trudniej, jest inaczej.
Tymczasem dzieci świetnie się bawiły na działeczce,wyhasały się za wszystkie czasy.
Oliwia oczywiście często ryczała, bo nie mogła natychmiast dostać tego, czego chciała, ale przy okazji dostała małą lekcje tego,że na świecie są inne dzieci , a ona nie jest pępkiem świata :))
Patryk za to jest prawdziwym twardzielem. Tak się złożyło, że był w towarzystwie chłopiec tylko 3 dni starszy od niego :)) Małe diablę pokazało jemu, a szczególnie nam, co może robić dziecko w tym wieku :) Pluło, biło, drapało, sypało pisakiem, darło się w niebogłosy, nie słuchało rodziców, łamało wszelkie zakazy i sikało w majtki hehehehe.
Patryk biegał za nim , wywracali się i co chwile za coś wzajemnie przepraszali :)Co prawda ja nie zgadzam się ze zdaniem tamtych rodziców, że do pierwszej krwi nie ingerujemy,ale musze przyznać, że w tym buszu nasz synek znakomicie sobie radził :)
A tamci rodzice otworzyli nam oczyna wiele innych spraw, m.in. na to,że nasze dzieci są wyjątkowo zgodne i samodzielne.
Matko, a my ciągle czegoś jeszcze od nich wymagamy :)
Wieczorem , już w domu, oboje z mężem doszliśmy do jednakowych wniosków - nasze dzieci są najwspanialsze i nalezy wydłużyć im smycze:))
Efektem tego pozwoliliśmy Oliwce długo się kokosić w łóżku , a Patryk.........poprosił mamę, aby go lułała w ramionach , jak dzidziusia :))
I lulałam i śpiewałam kołysanki:))
Pisałam Wam kiedyś , że zanim dzieci nastały w naszym domu, przeczytałam książkę M.Grycman pt. "Dom malowany".Jest to pamiętnik kobiety,która adoptowała czwórkę dzieci. Była tam jeden taki rozdział o tym, że dzieci adoptowane potrzebują, aby bawić się z nimi w rodzenie oraz w lulanie dzidziusia :)
Patryś zanim zasnął , zapytał czy będego jutro też tak kołysała, a rano, jak tylko wstał , powiedział - kocham Cię mamusiu , czy będziesz mnie dzisiaj lulała?? I lulałam :)
I wzruszyło to nawet mnie , starą twardzielke :))
Od dzisiaj lulamy, głaszczemy, tulimy, całujemy, mówimy,że kochamy jak tylko tego dzieci zapragną.A nawet jak nie zapragną :))
Koniec krzyków, nerwów,zbyt dużych zakazów i kar.
Nerwy w konserwy Bożenko :))
Dziękuję ,że mnie poczytałyście i wysłuchałyście. Wiem już ,że ma prawo być mi cięzko i nie musze się tego wstydzić. Jeszcze tylko niech moi bliscy i znajomi to zrozumieją - to nie wiek, to nie efekt pochopnej decyzji, to nie żal, po prostu specyfika adopcji.
Dziękuje dziewczyny :))
roxy1
23 kwietnia 2007, 22:42to już paranoja wchodze do Ciebie rano, patrzę- o cos nowego czytam z zapartym tchem, cos tam skrobne.Wchodzę wieczorem i jestem bardzo zdziwiona, że nie ma nic nowego, ja bym czytała i czytała- ciekawe jakby można nazwać ten stan?
karenina
23 kwietnia 2007, 17:58Chyba powinnaś sama napisać książkę o swoim uczeniu się bycia matką adopcyjną, zresztą co ja piszę, Twoje przemyślenia, wnioski i sposoby radzenia sobie z trudnościami mogą służyć jako porada dla każdej mamy, nieważne rodzonej czy adopcyjnej... po prostu mamie :))
tulip24
23 kwietnia 2007, 17:13No, jak miło, ja cię zawszę czytam, ale rzadko doradzam. Chociaż jestem nauczycielem, to młodym i swoich dzieci jeszcze nie mam. Ale z racji tego, że bardzo chcę mieć + mój zawód, bardzo mnie interesują doświadczenia innych. Niezmiennie cię podziwiam i proszę: Panie Boże, daj Mariolce kilogram pewności siebie!!! Albo nie, pół kilo, żeby jej sodówa nie uderzyła, haha. Pozdrawiam.
roxy1
23 kwietnia 2007, 17:10od 3 tygodni poznaję zupełnie nową Mariolke i wiesz co?....... ta chyba bardziej mi się podoba niż ta poprzednia.
roxy1
23 kwietnia 2007, 17:09ja myślę, że Ty ani przez chwilkę nie żałowałas swojej decyzji, tylko za dużo w Tobie obaw i chęci byc perfekcyjna w tym wychowywaniu dzieci, mnie się wydaje, że nie ma różnicy w zasadach wychowania pomiędzy dziećmi naturalnymi czy też adoptowanymi, jednym i drugim przede wszystkim trzeba okazywac miłośc a reszta sama się rozwiąze z czasem.
Healthy
23 kwietnia 2007, 16:42dzięki. Halina
sobotka35
23 kwietnia 2007, 15:57To cudowne,że są tacy ludzie jak ty.Zwierzę ci się,że wiele razy myślałam o adopcji,ale chyba jeszcze nie jestem na to gotowa.Wzruszył mnie twój dzisiejszy wpis:))Pozdrawiam cieplutko:)))
Machala
23 kwietnia 2007, 14:52czas wrócić władzo w majtkach!
Machala
23 kwietnia 2007, 14:36Coby mnie tu kto źle nie zrozumiał...hehe. Praca domowa odrobiona, czytanie ze zrozumieniem owocuje, ale zacznij w końcu wierzyć, że to siedzi w tobie! Że doskonale wiesz co robić i dasz radę. Sama przecież pisałaś, że zakompleksiony rudzielec dawno za tobą...myślę, że w każdej dziedznie, jestem tego pewna....pewna siebie blondynko!!! Buziaki dla słodziaszków!