Minęły już 4 tygodnie od czasu kiedy ostatni raz coś tutaj napisałam . Niestety wszystko się czasami potrafi popsuć tym razem był to komputer... Mąż mówi, że mam pecha i niechętnie pozwalał mi na swoim coś czasami sprawdzać. Chyba coś w tym jest , bo poprzednio wkradł się do niego jakiś wirus i on miał kłopot. Nie sądzę, abym to ja się do tego przyczyniła, ale nie wyprowadzałam go z błędu.Tak więc mam zupełnie nowy sprzęt i mam nadzieję, ze służyć mi będzie bezawaryjnie.
Co do moich postępów to wygląda to tak : 20. II było 85,8 kg
27. II było 86,9 kg + aż 1,10 kg
5. III było 85.4 kg -0,5 kg
12. III było 86,1 kg +0,7 kg
Nie są to rewelacyjne notowania, ale przynajmniej wiem dlaczego są takie a nie inne .
1,10 kg na plusie to zasługa pewnie zjedzonych orzeszków w poprzednim tygodniu i mało gimnastyki niestety
Potem mały spadek i znowu zwyżka - w tym czasie nie chodziłam na siłownię, bo były zmiany w pracy i mało piłam . Podejrzewam, ze woda z cytryną nie jest najlepsza dla mnie, bo po niej nie chciało mi się zupełnie pić i apetyt miałam dużo większy niż to zwykle bywało. Ale od tego tygodnia ostro biorę się za siebie, bo sama widzę, że efekty moich starań mogły by być dużo lepsze gdyby nie podjadanie ciasteczek. Kiedyś jakaś koleżanka napisała, ze jak czuje głód to otwiera słoik z ogórkami i je wcina. Tak więc ja dziś kupiłam sobie kiszone ogórki w zalewie i czynić będę podobnie. Dziś popiłam sobie samej wody, która bardzo mi smakowała- jak nigdy. Ćwiczenia na siłowni powróciły od dziś i mam nadzieję, że tak już zostanie. Chęci do ćwiczeń nie przeszły, gorzej jest natomiast z apetytem. Zauważyłam , że coraz częściej brakuje ni coś słodkiego, ale znalazłam na to sposób biorę maleńką łyżeczkę do kawy i częstuję się miodem z maleńkiego słoiczka. Oczywiście nie jem całymi łyżkami tylko je delikatnie maczam i miodzik trzymam jak najdłużej się da w buzi. Zaś do owsianki dodaję rodzynki. Mam nadzieję, ze ta nagła chęć na słodycze szybko minie. Jeśli zaś nie to będzie gorzej. Dziś wzięła mnie chęć na jajka.Na kolacje zaserwowałam sobie 2 małe sztuki z kukurydzą i marnowaną papryką. Ze swej diety wyeliminowałam sól. Wszystko co gotuję i przyrządzam nie solę, ale dzięki przyprawom suszonym nie odczuwam jej braku. Pozostało jeszcze powalczyć z większym poborem herbat ziołowych. Wróciłam do nich i trzeba będzie znów odkreślać wypite kubeczki. Kłopot z tym , że nie zawsze jestem na miejscu, a często zdarza się, że przemieszczam się na mieście. W sobotę obiecuję się pomierzyć i zapisać wyniki. Po spódnicach wyraźnie widać , że zmieniły się moje wymiary. Najgorsze dla mnie jest to , że znacznie zmniejszył się biust i dotychczasowe staniki okazują się za duże. Z zauważalnych zmian widzę również swoje łydki i biodra - tak jakby były nieco bardziej jędrne i ubite, ale sądzę, że to efekt po bieżni i rowerku. Pozostaje jednak nadal na brzuchu oponka, ale walka z nią zapowiada się na dłużej..... Te małe zwyżki wagi właściwie to bardzo mnie nie martwią, gdyż zauważam konkretne zmiany w obwodach, ale jakie są to okaże się w sobotę po porannym ważeniu i tym razem i mierzeniu. Nie wiem tylko dlaczego sen mój jest bardzo płytki i co chwila - co godzina - dwie się budzę i czasami zasnąć jest trudno. A nocą zaraz przychodzą do głowy różne pomysły na zjedzenie czegoś. Na początku samej diety świetnie spałam i nie miałam takich zachcianek na coś słodkiego. Musi być tego jakaś przyczyna, ale na razie nie doszłam do tego co mi brakuje...........
W sobotę obiecuję odwiedzić moje wszystkie Koleżanki, które podobnie jak ja piszą swoje wspomnienia z wielkiej przygody jaką jest odchudzanie. Teraz wiem już jak trudno pozbyć się tych zbędnych kilogramów i walczyć ze swymi nałogami........
Ale wierzę, że do końca roku kilogramów będzie dużo mniej.......... u nas wszystkich !!!