W tym tygodniu spadek tylko 0,40 kg. Nie jest to dużo, ale zawsze coś. Pewnie byłoby więcej , ale to moja wina czasami zjadłam czegoś więcej, były krakersiki ( ok 5 szt ), czekolada gorzka ( 3 cząsteczki ), i moje ulubione mango. W następnym tygodniu postaram się jeść tylko to co zalecił dietetyk. Najgorzej jest po ćwiczeniach, bo wtedy czuje się bardzo głodna i wtedy......... najczęściej grzeszę. Śniadanie dzielę na pół, ale ostatnio sama nieco zmieniłam i jadłam na I śniadanie 3 łyżki płatków owsianych + żurawina + mleko. W tym tygodniu będą małe zmiany, bo muszę być od samego rana w pacy więc z ćwiczeń na siłowni nic nie będzie, chyba, że coś się nagle zmieni.
W sumie 8,20 kg już poza mną , ale do celu jeszcze daleko pozostało 21,8 kg.Zważywszy jednak, że to dopiero miesiąc za mną to jestem zadowolona. Oby takie spadki trwały nadal .
Tygodniowy plan diety już mam opracowany ok. 1400 kcal . Ostatnio przekonałam się do awokado i bardzo mi smakuje. Jednak jak sama widzę smaki się zmieniają, szkoda tylko, że słodycze nadal są takie.. pyszne. Ale to podobno problem tkwi w naszych głowach i dużo czasu musi upłynąć, aby to zmienić.
Myślę, że czasu jeszcze trochę pozostało o może kiedyś przestaną mi one smakować. Dziś mąż wychodził po zakupy i jak zwykle zadał pytanie czy mi coś kupić - odpowiedziałam , ze nie wszystko mam , a on na to a ile Grześków. Zawsze je dla mnie kupował, bo kiedyś powiedziałam , że bardzo je lubię i zawsze muszę je mieć na zapas, aby ich nie zabrakło. Teraz mogę powiedzieć, że byłam od nich uzależniona, kiedy ich brakowało to wcinałam co się dało w zwiększonych ilościach , no i oczywiście zaraz zmieniał mi się humor i chodziłam zła . Więc bezpieczniej było mieć je zawsze w pobliżu. A teraz stosuje najkrótszy kurs odchudzania ........
No cóż czasy się zmieniają. Teraz wolę nie mieć takich pokus blisko siebie, bo mogłabym ulec. Mąż nie lubi i nie je słodyczy, co najwyżej raz na m-c małą kostkę gorzkiej czekolady.
Ostatnio miałam chęć zmienić swoją kuchnie gazową, już miałam upatrzoną... Z fajnym piekarnikiem i innymi bajerami , ale kiedy mąż się dowiedział o moich planach to od razu skwitował - a co ty na niej będziesz gotować? No i przyznałam mu rację, ja dla siebie od czasu do czasu jakąś kaszę, a on gotuje dla siebie może 2x w tygodniu - córka odwiedza nas rzadko 2-3 x w roku i wtedy zazwyczaj gdzieś wychodzimy. Wnuków na razie nie ma więc i plan z nową kuchnią został odłożony .
Jutro niedziela więc w planach długi spacerek dla zdrówka, oby tylko nie padało i spotkanie z koleżanką. W planach dokończenie czytanej książki.
maria19521
14 lutego 2016, 11:11nie każdy je o innej porze i co innego. Czasami mąż coś sobie ugotuje to na co ma ochotę, chyba, ze ja mu zaprogramuje co najszybciej trzeba zjeść, bo nie wyrabia się z jedzeniem , które ja mu wcześniej kupiłam . Kiedyś bardzo przejmowałam się tym , aby więcej jadł, ale twierdził, ze tyle mu wystarcza i więcej jeść nie zamierza. Tym sposobem on ma linię , a ja nie. Chciałabym jeść tyle co on, bo pewnie byłaby ze mnie kobitka bardzo zgrabna.... Ale poczekajmy do końca roku - mam nadzieję, ze się nie zniechęcę. On już przyzwyczaił się, ze lubię coś innego i jem o innych porach. On np. śniadanie je w 2 ratach. Jedno i przerwa ok 20 min i kończy śniadanie. Ja jem szybko - tak jak się nie powinno. Efekty są widoczne....