Najdziwniejsze jednak jest to, że nie jest to głód fizyczny tylko psychiczny. Nie czuję głodu jako takiego ale zjadłabym wszystko co tylko wpadnie mi w oczy. Na szczęście lodówka pusta (są w niej tyko produkty "odpowiednie").
Wykańczają mnie te porządki. Nie chce mi się tych świąt. Najchętniej bym nigdzie nie szła. Moja teściowa pewnie znowu narobi tyle gatuków ciast, że nie powstydziłaby się tego cukiernia. Jak ja to przeżyję? A najbardziej dobija mnie to, że mój mąż jest chory i wszystko spadło na moją głowę. Boże, jak ja marudzę, jak stara panna. Tak na serio nie jest tak źle... Chyba.
Jakiś spacerek by się przydał na poprawę humoru.
tutimama
31 marca 2010, 07:16no właśnie ja też się boję świąt... ciastu to może się i oprę... ale gorzej że w niedzielę idziemy na obiad do moich rodziców a w poniedziełek do teściów :/ tak że dieta pójdzie się bujać :(
agniczka
30 marca 2010, 18:18Skąd znam ten głód psychiczny.Wlasnie walcze z takim.