Sporo czasu upłynęło od ostatniego wpisu.
Pokrótce: samodzielne próby ogarniecia zywieniowego w IO okazaly sie trudniejsze niz przypuszczalam. Chyba troche za ostro od razu poszlam, bo po 3 tygodniach robilo mi się slabo, ciągle miałam zawroty glowy i inne atrakcje. Wrocilam do starego żywienia. I dalej skokowo tyłam.
Odporność miałam tragiczną- ciagle bylam chora. Nabawilam sie tez zakażenia macicy, dość rozległego (niewykluczone, że zaczęło sie niedlugo po połogu). Wróciła miesiączka, ale do dnia dzisiejszego dzieją sie w tym temacie hocki klocki.
Najgorsza waga to 132kg.. sama nie wierzę, że to piszę.. Ale w końcu miałam dość: bólu, zmęczenia, ociężałości. Poszlam do dietetyczki. Długo sie nad nią zastanawialam, bo po kilku nieudanych próbach juz bylam z gory uprzedzona Jednak tym razem to chyba strzal w 10. Zlecila mnostwo badan, szczególnie hormonalnych - wyszły nie do konca dobre wyniki, ale wszystko zaczelo sie ukladac. Najgorszy moj wrog w walce z otyłością to nie IO, hashi, czy co tam innego, tylko STRES. To nad nim musze zapanować, aby odchudzać sie z sukcesem. Dlatego oprócz diety mam zalecenia, aby chodzić wczesniej spać, wysypiać sie i relaksowac. Diete dostalam bardzo smaczną, 2000kcal i z odpowiednią podaza białka. Mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej.