ponownie, po raz setny czy milionowy ... poddałam się ...
ciagła praca, zbilżająca się sesja, brak snu zrobiły swoje ..
nawpychałam się kalorycznych rzeczy, by później mieć wręcz przytłaczające wyrzuty sumienia ...
jadąc autobusem do domu zaczełam sobie wszystko układać w głowie.
nie mogę się poddać. chcę wszystkim pokazać, że potrafię.
owszem, zdarzają się potknięcia, ale nie mogę się teraz całkowicie poddać. trzeba walczyć, choć to wymaga dużo wysiłku. ale jaka będzie radość wstawić zdjęcie na fejsbuka w pięknej fryzurze, wymodelowanej sylwetce i nowych ubraniach ?
zaczełam myśleć o moim byłym chłopaku. byliśmy ze sobą niecały rok, gdy on przyszedł i powiedział, że już do mnie nic nie czuje.
co wtedy myślałam ? że jestem po prostu beznadziejna.. że są lepsze, chudsze dziewczyny..
te rozmyślenia ,o tym jakże ciężkim dla mnie okresie , mnie zmotywowały. nie mogę zmienić swojego charakteru, ale mogę wpłynąć na moje ciało. chcę by mnie zobaczył i myślał "cholera, jaka ona ładna" i by żałował.
<trochę to mściwie brzmi, ale naprawdę mnie zranił ..>
+spotykam się z pewnym chłopakiem. fajnie jest, dopoki nie dotknie mojej nogi, brzucha ... od razu robię się zła i markotna.. bo wiem, że jestem za duża ..
DO BOJU ? mam nadzieje, że znów się otrząsnę i będę dalej walczyć!