No dziewczyny, straszny klops jest. 3 kg do przodu. Biorąc pod uwagę to co jadłam i że wypiłam kilka drinków to nie jestem zaskoczona, chociaż miałam nadzieję, że będzie 2 kg. Mam nadzieję, że szybciej zejdzie niż te normalne, dobrze ubite kg. Człowiek sobie nie zdaje sprawy ile zjada na takich wyjazdach, a mieliśmy tylko śniadania i kolacje, ale był bufet.
Bardzo duuuuuużo chodziliśmy, były rowery no i pływanie, nie jakieś sportowe, wiadomo, ale jak wieczorem walczyliśmy z falami podczas przypływu to się zmachałam... był też lekki hiking - wiadomo, że nie taki jak w domu, ale jednak.
Miałam wczoraj ochotę na croissanta z serkiem i dżemem no i kupiłam takie małe do podgrzania w piekarniku. Takie dwa małe ważą ok. 50 g, do tego ricotta (50g) i dżem (35g) no i taki zestaw już ma 320 kcal. Masakra, jak łatwo sprawić by być nadziewaną. No ale co tam. Najbardziej nie lubię w sumie, jak jem kaloryczne jedzenie, które nie jest smaczne. No bo to szkoda kalorii, ale dodatkowo to drażni mnie jak kucharze nie szanują mięsa i nie umieją go poprawnie przyrządzić. A ja czuję wyrzuty sumienia, że miałabym wyrzucić kurczaka czy też wołowinę.
Teraz muszę wrócić do rutyny sprzed wyjazdu, a póki co żywię ogromną niechęć do powrotu do pracy, mimo, że cały weekend już spędziliśmy w domu, bo lot powrotny był w piątek.
jeden
29 września 2019, 10:09To oby teraz waga spadła, ładne zdjęcia;)