Na poważnie romansuję z bieganiem. Nie wiem jeszcze, czy to miłość do końca życia, na amen. Trenuję, przygotowuję się i mam poważne plany. 5 km, potem 10 km i za rok może półmaraton. Jeśli mi się to uda sama sobie wręczę medal :D
Przygotowania trwają od stycznia. Zakup bieżni był bardzo dobrą decyzją. Pamiętam, jak zaczynałam... 1 minuta, potem 1,5 minuty biegu. Po miesiącu 10 minut (ok. 1,5 km). Dzisiaj biegnę 25 - 3- minut bez przerwy. Robię średnio ok. 4 km bez zatrzymania. Cały trening to 60 minut - rozgrzewka, 0,5 km szybkiego marszu (prędkość 7 km/h). Potem 4 km biegu (9,5 - 10 km/h), następnie znowu marsz 10 minut, następny kilometr biegu... Jestem z siebie mega dumna. Nie spodziewałam się, że tak szybko z zadyszanej 1 minuty będę w stanie biec pół godziny bez większego problemu. W ciągu ostatnich 2 tygodni zrobiłam 47,5 km, z czego przebiegłam 25 km. Ja wiem, że dla wyczynowców to małe Miki, pikuś taki. Ale dla mnie wielka zmiana! I tego się będę trzymać. Za tydzień melduję się z wynikiem minimum 5 km :D
Do zakochania jeden mały krok :D
Ta-Zuza
18 kwietnia 2017, 20:05Super! Masz prawo być bardzo z siebie dumna!
MagdaMaciaszek
18 kwietnia 2017, 21:05Oj jestem. mam nadzieję, że wytrwam!