Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Analizy ciąg dalszy.


No i jestem w roku 2011.

Nie napisałam jeszcze jednej ważnej rzeczy. Od 15 roku życia mam problem (mimo sportu) z kręgosłupem. To nie była poważna rzecz, ale 20 lat złego prowadzenia przez lekarzy, odsyłania, złych diagnoz no i oczywiście moich błędów, które prowadziły do nadwagi i obciążenia kręgosłupa, sprawiły, że od wielu lat nie znam życia bez bólu. Budzę się i zasypiam, żyję, funkcjonuję z bólem. Nie znam od 10 lat uczucia wypoczęcia, regeneracji, wyspania. Oczywiście nadwaga jest tu kluczowa! To nie tak, że cała wina w tym wypadku, lekarzach, błędnych diagnozach. Wszystko na raz i z osobna. 

Pod koniec 2010, przy okazji kolejnej akcji charytatywnej, ponownie na mojej drodze pojawiła się moja szkolna miłość. Dużo pisaliśmy do siebie, rozmawialiśmy... On żonaty, ja z ojcem mojej córki. Stwierdziliśmy, że nie będziemy rozwalać swoich związków. Wyjechałam na Węgry, ratować co się da... Poległam. Już dłużej nie dało się tak żyć...

Dzisiaj moja szkolna miłość jest od 3 lat moim mężem. :D Najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać na tym etapie. To on mnie odbudowuje od nowa, skleja mnie po kawałku i trzyma w kupie. Wreszcie jest bezpiecznie. 

Ostatnie 5 lat to ciągła walka. O zdrowie córki, o pieniądze, których wiecznie brakuje, o własne ja, o to, żeby wreszcie było dobrze. Kolejna próba (kilka wpisów z tego czasu jest) to rok 2012 - 2013 - przełom. Znowu 3-4 miesiące i 13 kg w dół. Pikuś. Był pikuś... Zaciskałam zęby i ćwiczyłam, ale ból mnie pokonał. I jak przystopowałam na chwilę to metabolizm "prawie czterdziestolatki" hamował podwójnie. JOJO za JOJEM i JOJEM pogania. 

Dodatkowo mam problem, chyba główną przyczynę moich problemów kilogramowych. Brak motywacji, konsekwencji i załamywanie się rutyną. Mam power przez 3 miesiące i potem wystarczy jedna choroba, zastój kilkudniowy i wypadam z rytmu. Bye bye odchudzanie. Moja osobowość czerpie energię z innych ludzi. Brakuje mi motywatora, osobistego kopacza w tyłek, krzykacza i dręczyciela. Kogoś, kto ciągnie w górę, gdy spadam. 

Tak to mniej więcej wygląda. Pytanie, czy na etapie pojawienia się mojego obecnego męża już mi się nie chciało? Już nie było motylków? CHCIAŁO SIĘ! Były motylki! Ale na tym etapie byłam już psychicznie za słaba, żeby to udźwignąć. Podnoszę się powoli, bo blizny ogromne. Bez niego nie byłabym nawet na tym etapie. Są dni, że sukcesem jest wstanie z łóżka i posłanie pościeli. Są lata, kiedy w szpitalu jestem 6 razy a 26 wyjeżdżam do lekarzy. Choroby i przypadłości mojej córki dają w kość, wyciskają energię jak cytrynę... 

Wszystko siedzi w głowie...

  • Pigletek

    Pigletek

    26 czerwca 2016, 10:17

    Widzisz, pod pewnymi względami jesteśmy do siebie podobne. Niedawno w pamiętniku pisałam o tym, że od wielu lat nie znam dnia bez bólu, że moje życie to ciągła walka z samym sobą. Też mam chory kręgosłup od podstawówki. Skolioza, dyskopatia, rwa.. Kilka lat temu zaczęły się bóle bioder, odsyłali mnie od lekarza do lekarza... aż się okazało, że mam ucisk na rdzeń kręgowy. Oprócz tego mam wiele innych schorzeń, których mam serdecznie dość, bo utrudniają mi życie. A do tego wieczna walka z kilogramami przy PCO. Nie jest lekko, ale walczę. Ty powinnaś walczyć przede wszystkim dla siebie, ale masz też dla kogo. Ja jestem sama...

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      26 czerwca 2016, 10:22

      No coś o tym wiem. Ja po basenie nawet (nikt nie wierzy) 3 dni dochodzę do siebie. Dziwne to, bo przecież basen podobno dobry na wszystko. Ostatnio na turnusie rehabilitacyjnym z moim dzieckiem korzystałam z hydroterapii. Wanna, bąbelki, niby wszystko pięknie. Po tygodniu ratowali mnie krioterapią... Współczuję, że jesteś sama. Samemu jest najgorzej.

    • Pigletek

      Pigletek

      26 czerwca 2016, 10:27

      Mnie nawet nordic walking i joga zaszkodziły na biodra... Samemu naprawdę trudniej. Nie ma się wsparcia, dopingu i nie ma się z kim cieszyć.

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      26 czerwca 2016, 10:51

      Ale schudłaś tyle, ile ja nigdy jeszcze nie schudłam. 27 kg to jest wynik!!! Ja zawsze góra 15 i potem JOJO!! Jesteś wielka!!!

    • Pigletek

      Pigletek

      26 czerwca 2016, 11:21

      Ja już dawno miałam za sobą 30 kg. Moja historia odchudzania jest długa. Pierwszy raz zrzuciłam 25 kg w wieku 15 lat. Do ok. 23 roku życia jakoś wagę utrzymywałam. Jak tylko przytyłam 3 kg to brałam się za odchudzanie. Potem przytyłam z 12 kg, które zrzuciłam w głupi sposób - dieta 1000 kcal, poszło za szybko i kilogramy wróciły z nadwyżką. Nigdy więcej! W latach 2009-2010 udało mi się zrzucić te 30 kg i do zeszłego roku jakoś się pilnowałam. Zawsze tyję zimą, ale staram się max 6 kg. Od zeszłego roku wiele się dzieje, dużo problemów i ostatniej zimy się nie upilnowałam. Przytyłam 12 kg. Teraz już 6 za mną. Przy takich problemach z odchudzaniem trzeba się naprawdę bardzo pilnować całe życie. Ale się nie poddaję, bo warto. Naprawdę lepiej się czuję przy niższej wadze.

  • Zaczarowanaa

    Zaczarowanaa

    26 czerwca 2016, 09:49

    Jesteś bardzo silna kobietą.Podziwiam Cię.Trzymam kciuki by tym razem się udało ,bo na to zasługujesz.Powodzenia:*

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      26 czerwca 2016, 09:59

      Dzięki. Każdy na to zasługuje :D

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      26 czerwca 2016, 09:59

      Komentarz został usunięty

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.