Wczoraj wieczorem nie skusiłam sie na serek , czerwone winko I krakersa, zwykle tak celebrowalismy wieczor. TV albo kominek I miła pogawędka z męzem. Zostałam przy pogawędce. Powiedzialam mu o tym programie, I ze wole odmowic sobie tego sera o 22-23, bo nawet jak cały dzien walcze I cwicze, to nocny posilek rujnuje moj caly wysiłek. Ucieszył się. A ja rano byłam z siebie dumna I czułam sie lżej. Obym dzis tez sie pohamowala.
Ranek- miseczka musli z mlekiem- moze 400 kcal, moze wiecej, porcja była dosyc spora, ale mniejsza niz wczesniej. Chyba jutro wybiorę mniejszą miseczkę, naturalny limit pomoze mi sie ograniczyc. Poszłam cwiczyc na ekliptyku, spaliłam 500kcal. Prysznic I do pracy.Czekam na diete, ma byc gotowa za 2 dni. Wybralam IG. Zobaczymy... Czytalam nieco o indeksie glikemicznym, chcę spróbować.
2 sniadanie: awokado z cytryna ( nie wzięłam majonezu, jak zawsze, byłoby smaczniejsze, oj...kusił mnie ten majonez! ale nie spojrzałam na niego) I szklanka herbaty na mleku. Wiem, ma duzo kalorii, ale zwyklej herbaty nie lubię. To zamiast kawy. Pije taka jedną dziennie, czasem dwie, jak nie piję kawy. Staram sie ograniczac kawę. Chyba powinnam z czasem przejsc na herbatki owocowe I ziołowe. Powoli. Zmiana trubu życia czy nawyków, to nie jeden dzień. Nie mogę od razu pozbawic moich wszystkich radości I zmienic sie o 180st. A moze powinnam???