Po tym jak ogarnęłam swoje pośladki nieco po ostatnim załamaniu (a może właściwie powinnam napisać: po tym jak odbiłam się od dna totalnego), waga pokazała spadek 0,9kg w ciągu dwóch dni ;) Więc chyba powoli wypływam na powierzchnię, ale zanim siła wyporu pokona siłę ciężkości, to jeszcze sporo czasu minie :) Przez ten czas nie myślałam o swoich błędach, wsadziłam je do wora i zakopałam głęboko w Dolinie Niepamięci. Rozpamiętywałam za to wszystkie pozytywy i w ten oto sposób w kolejny rok akademicki wkroczyłam z:
- jazdą rowerem na uczelnię, czyli +/- 18 km dziennie
- robieniem sobie śniadania wieczorem
- gotowaniem zdrowego obiadu na kilka dni, albo przygotowanie na kilka dni półproduktów, tzn. np. marynowanie mięsa i wrzucanie go co dzień na parę z warzywami (pychota, zapomniałam jak to smakuje!!!)
- noszeniem na uczelnię kanapek (przygotowanych również dzień wcześniej)
- wsadzaniem jakiegoś owocka do torby
- piciem wody regularnym, a przynajmniej staram się, by takie ono było
Ze słodkim radzę sobie właściwie średnio. W mieszkaniu studenckim nie kusiło, na uczelni kusiło, ale nie kupiłam, bo w zapasie jabłko w torbie, natomiast powrót na weekend w rodzinne strony znów zakończył się słodyczowym napadem. Sukcesem jednak jest to, że nie był to napad w ilości standardowej, tylko skromniejszy.
Z prywatnych spraw-na uczelni kołomyja. 4 rok czuje zbliżający się wielkim krokami lekarsko-dentystyczny egzamin końcowy, przez co jesteśmy katowani regularnym wejściówkami i kolokwiami. W przyszłym tygodniu już czekają na mnie 4 kartkówki i koło, a w kolejnych nawet sobie nie wyobrażam. Do tego zajęcia standardowo: od rana do wieczora, z okienkami na 3 godziny, które tak naprawdę rozbijają cały dzień. Żeby chociaż w pobliżu uczelni była jakaś siłownia, to można by fajnie wykorzystać taką przerwę, ale nie ma. I człowiek albo snuje się z kąta w kąt, albo marnuje całą godzinę na dojazd w tą i z powrotem na kolejne zajęcia. Kończę to marudzenie i lecę wykorzystywać piękną niedzielę, bo nie zamierzam siedzieć od rana do nocy nad książkami.
LooLoo
5 października 2014, 17:23ale spadeczek <3 gratulacje ! i spadku, i nawyków. Niestety ja z jabłkami mam konflikt, mimo że kocham, ale też muszę coś wymyślić, skoro jak widać na tobie - można ! Da się zdrowo. A ból kolosów, wejściówek, wyjściówek i innych tortur pisemnych znam aż za dobrze, jestem na 3 roku wet :) powodzenia z nauką i tak trzymać ze zdrowymi nawykami kochana ! :)