Egzamin zdany. Choć wiem, że więcej miałam na nim szczęścia, niż rozumu. Przedmiot trudny, jednak w mojej przyszłej praktyce niepotrzebny, dlatego też nie przyłożyłam się zbytnio. Najważniejsze, że z głowy! Jeszcze tylko jedna poprawka we wrześniu, która spędza mi nieco sen z powiek, ale z drugiej strony... Znalazłam się w gronie (licznym) pechowców, którzy niezależnie od stanu swojej wiedzy musieli nie zdać. Jeśli ktokolwiek był na studiach, albo też ma studenta w swoim najbliższym otoczeniu, to wie, o czym mówię. W każdym razie w poniedziałek zaczęłam zasłużone wakacje. Mimo, iż zdecydowanie krótsze niż zazwyczaj, to również zdecydowanie bardziej intensywnie się zapowiadają :)
Już w niedzielę wieczorem wyjeżdżam nad morze! Mielno czeka! Dawno nigdzie nie wyjeżdżałam, należy mi się. Szkoda, że nie będę w pełni szczęśliwa, bo z nadbagażem, ale może da mi to siłę do walki? Może na tym złocistym piasku przemyślę kilka rzeczy i zbiorę się w sobie?
W związku ze studiami nie miałam czasu na swoje zdrowie. Zaczęłam dziś nadrabiać zaległości i w efekcie dostałam skierowania na badania krwi i do dwóch specjalistów, nie wiadomo, czy na tym się skończy. Ponadto muszę odbębnić trzeciego specjalistę-ginekologa, bo ja z tych, co regularnie się badają i dmuchają na zimne. I jeszcze medycyna pracy. Tyle się tego nazbierało, terminy różne i koniec końców będę biegać do przychodni codziennie przez 5 dni z rzędu, wyłączając weekend i moje wakacje. Jednak jeśli nie załatwię tego teraz, to później znów będą ważniejsze sprawy na głowie, jakiś ważny wykład, kolokwium, czy po prostu standard na moich studiach-zajęcia od 8 do 20, z okienkami zaplanowanymi tak, że nic nie da się załatwić. Nie narzekam. Są rzeczy ważne i ważniejsze. I tak siedziałabym w domu.
Szukam pracy na swoje wolne dni, bardzo chciałabym zarobić trochę pieniędzy, by odciążyć rodziców i mieć cokolwiek na swoje wydatki. Takie, jak mój dzisiejszy-książka. Kupiłam sobie "Potęgę podświadomości". Miałam już wcześniej okazję ją przeczytać, ale, chyba pierwszy raz w życiu, poczułam potrzebę, by przeczytać coś jeszcze raz. Uznałam to za znak, że pozycja ta może przydać się w moje prywatnej bibliotece, składającej się póki co z nagród za wyniki w nauce itp. "szkolne" rzeczy, nagród za konkursy, czy prezentów urodzinowych. A "Potęga..." jest pierwszą książką, która kupiłam sobie sama do kolekcji. Podręczników na studia nie liczę, bo to troszkę inna "konieczność posiadania" ;) Dziwne jest to uczucie. Nigdy nie kupowałam wcześniej książek, bo zawsze korzystam z księgozbioru przeróżnych bibliotek. Jednak jak już mówiłam-chcę wrócić do tej pozycji i myślę, że nie jest to ostatni raz :)
Wczoraj też wybiegałam swój pierwszy wakacyjny bieg w rodzinnym mieście-kurczę, jakie ono małe! Biegłam i nie wiedziałam już dokąd biec, bo nie chciałam wybiec za daleko, ale też i nie za blisko. I w efekcie podobno pobiłam swój rekord życiowy w kwestii tempa! Jednak muszę zmierzyć trasę, bo nie wierzę w to, co "zmierzył rysunek", nie chciało mi się włączać gps'u. Swoją drogą marzę o jakimś fajnym zegareczku z tą funkcją i chyba dorzucę do listy marzeń obok nowych, dobrych butów biegowych.
Chciałam Wam jeszcze napisać o tym, jak nie mogę nacieszyć się wakacjami, że czuję się, jakbym wskoczyła do głębokiej wody... Wpis jest już i tak długi, więc może innym razem.
Trzymajcie się Panie :)
annna1978
2 sierpnia 2014, 14:04bardzo fajnie że lekarzy będziesz ganiać, ja też się staram choć wiadomo czas czas i jeszcze raz czas!