Takie widoki miałam wczoraj na 5 TdM. Miałam straszny ból d..., że tu takie widoczki, a ja bez aparatu ani nawet telefonu, ale od czego jest Wujek Google ! Jak będę tam ponownie, to porobię trochę własnych zdjęć, kto wie, może któraś z Was rozpozna okolicę
Dość długo nie pisałam, bo po prostu nie miałam czasu - zajęcia na uczelni pożarły mnie dokumentnie. Na szczęście powoli ogarniam i wszystko powinno pójść sprawniej od przyszłego tygodnia.
Dziennik treningowy:
4 TdM: rozbieganie. Miałam okropnie ciężkie nogi i w efekcie przebiegłyśmy z koleżanką tylko 3 km, ona też potrzebowała zacząć powoli. Teren był b. górzysty, więc przy okazji podbiegi podkręciły tętno.
5 TdM: tutaj ciągle mało, bo tylko 5 km, ale oprócz 1 km to były same podbiegi, do tego dość ostre. Problemem było przejechane 30 km na rowerze poprzedniego dnia i dalej jakoś nie mogłam się zregenerować na czas, więc wiadomo.. nie szarżujmy
Ogólnie - kilometraż skromny, ale przynajmniej nadrobiłam trochę siły biegowej. Czyli ogólnie na plus.
W weekend planuję 10 i >16 km, powoli się wydłużam i przywracam formę przed połówką za dwa tygodnie. Zobaczymy, ile wykręcę, tam gdzie jadę, też wszędzie jest pod górę.. ale to dobrze, to dobrze
Z pozostałych aktywności (plan jest przewidziany z ćwiczeniami i innym ruchem min.3x/tydzień):
rower codziennie, dojeżdżam na wydział, ok. 1,5 h każdego dnia
joga i rozciąganie, wychodzi mi co drugi dzień
tzw "dywanówki" które kocha cała Vi zwykle kiedy mam czas, np. teraz zrobiłam pół godziny w ramach porannego rozruchu
Może ktoś jest ciekaw, co jem... Niestety dużo węgli, chyba wystarczająco białka i muszę jeść tłuszcze, bo już raz straciłam @. Teraz jestem mądrzejsza, a przynajmniej tak mi się wydaje...
Odkąd się przeprowadziłam i sama odpowiadam za to, co jem, nie mam w ogóle ochoty na napady, na słodkie i inne śmieci. Przyszło mi to bez większego wysiłku, co mnie bardzo cieszy Może nie wiecie, ale dla mnie to jakbym dostała drugie życie i całkiem nowe możliwości.
Muszę kończyć, zaraz zmykam na zajęcia. Trzymajcie się ciepło, jak tylko będę miała chwilę po południu, to nadrobię zaległości w Waszych pamiętnikach
(llllubię motywacje !)
WaniliowoMalinowa
11 października 2014, 15:25Ja tam dywanówek nie znoszę :D
LooLoo
11 października 2014, 18:29wcale ci się nie dziwię, mnie one nudzą ;) dlatego nie wychodzę poza 30 min, żeby się nie zrażać niepotrzebnie
Luanna
11 października 2014, 08:27Mam to samo-raz, że uczelnia wciągnęła aż nadto, brakło czasu dosłownie na wszystko, a dwa-za to do słodyczy nie ciągnie tak, jak w domu rodzinnym. Tutaj sama zarządzam wszystkim :D
LooLoo
11 października 2014, 18:28dokładnie tak :D wszystko idzie o wiele łatwiej, kiedy wystarczy kontrolować własny koszyk, a nie koszyk całej rodziny
Mileczna
10 października 2014, 16:32I mi się runguru w Twojej osobie objawił :)))) czy to Zakrzówek?
LooLoo
10 października 2014, 18:38haha bingo ! Zakrzówek we własnej osobie ;) żadne tam runguru, mamy taką samą misję - maraton na wiosnę :)
Himek
10 października 2014, 10:07Nic tylko pozazdrościć widoków :)