Jestem dość szczupłą osobą. Albo po prostu normalną.
W ubraniach wyglądam całkiem nieźle, potrafię ukryć mankamenty swojej figury i wyeksponować zalety. Staram się jeść zdrowo, ale nie zawsze wychodzi. Czasem przybiorę z 3kg, niedługo potem ograniczam się w jedzeniu i je gubię. Niby wszystko jest okej...
Ale...!
Gdy tylko odkryję trochę ciała, wyglądam dużo gorzej. Nogi chociaż szczupłe i dość długie, to nie widać na ich powierzchni żadnego mięśnia. Uda zamiast być okrągłe, kobiece, są jakieś takie nijakie. Tyłek płaski od ciągłego siedzenia przy biurku w pracy, a potem w domu na kanapie. Ręce szczupłe, ale trzęsą się jak galareta.
Przeszkadza mi to.
Nie wierzę, że jeszcze tak niedawno rozmawiałam z koleżankami, żebyśmy nie dały się zwariować. Że skinny fat to jakieś wymysły. Że kobieta nie musi być super fit i od kiedy w ogóle nie wystarczy być po prostu szczupłą.
Ale jednak przeszkadza mi to.
Może to dlatego, że obracam się w kręgu ludzi, dla których sport i aktywność to całe życie. Może to presja?
Może faktycznie powinnam coś ze sobą zrobić. Żeby lepiej wyglądać, lepiej się czuć, być zdrową i pewną siebie.
Tylko problem tkwi w tym, że nigdy nie lubiłam aktywności fizycznej. Od najmłodszych lat gardziłam wszelkimi sportami, unikałam wuefu, nawet nie grałam w gumę!
W moim późniejszym życiu miałam jakieś zrywy, czasem chwilę biegałam, innym razem robiłam jakieś dywanówki, pochodziłam jakiś czas na basen, miałam karnet na siłownię...
Czuję, że w głębi serca zmuszam się do tego wszystkiego, że tego nienawidzę. Kiedy wstaję z kanapy, żeby poćwiczyć to robi mi się realnie słabo. Kręci mi się w głowie i po prostu wiem, że nie dam rady.
Nie mam pojęcia skąd inni mają tyle energii...
Miało być motywująco, wyszło jak zawsze. Klasycznie skończyło się na narzekaniu.
Dlatego zmiana tematu- przez ostatnie dwa dni zjadłam trochę syfu. Chipsy, pizza, hot dog, piwo, trochę słodyczy. Czuję się ociężała i przede wszystkim strasznie boli mnie brzuch. Postanowiłam, że dzisiaj zamiast śniadania wypiję taki oto koktajl.
Zawartość:
- banan
- mleko
- jogurt naturalny
- pół kiwi
- białko w proszku o smaku truskawkowym
Zastanawiam się, czy dzisiaj już do końca dnia pić koktajle w ramach oczyszczenia się z tego syfu i zmniejszenia rozciągniętego żołądka, czy może zjeść już coś, co można pogryźć?
EDIT:
Dzień powoli dobiega końca, czas na podsumowanie.
Zjadłam
- shake bananowo- proteinowy ze zdjęcia
- pierś z kurczaka z ananasem, ryż i sałata ze świeżymi warzywami, troszkę octu balsamicznego
- shake z bananem, połówką brzoskwini, połówką kiwi, jogurtem i mlekiem oraz płatkami kokosowymi i otrębami
Ćwiczyłam:
- 10 min mel b pośladki
- 8 min pośladki
- 8 min ABS
likejessica
11 czerwca 2015, 15:04chyba zdjęcia dodałaś dosyć niekorzystne... bo ja bym obstawiała ponad 60 a nie 50kg, przepraszam, ale tak jakoś pomyślałam na pierwszy rzut oka a co do gryzienia i nie gryzienia, wydaje mi się, że to nie robi różnicy w kcal czy ananasa pogryziesz czy zrobi to za Ciebie blender :) pozdrawiam i życzę Ci znalezienia takiej aktywności, ktora będzie dla Ciebie czystą przyjemnością - od młodości pracujemy na swoje zdrowie :)
Little_
11 czerwca 2015, 15:28Mam 165, na żywo wyglądam smukłej, tutaj takie ujęcia na moje mankamenty może zaburzyly obraz mojej osoby, a może faktycznie jestem masakry cenie otluszczona, nie mam mięśni i dlatego tak mało ważę. Długa droga przede mną. Dziękuję za opinie i pozdrawiam :)