Witajcie, po raz kolejny od uhuhu... albo i jeszcze dłużej.
Mam ostatnio jakiś niesamowity motywator wewnętrzny do ćwiczeń. Nie wiem czemu. Jakoś tak mnie naszło. Jakiś czas temu (nie w sylwestra) postanowiłam sobie, że ten rok będzie dla mnie rokiem zmian. Nie tylko ze względu na zakończenie nauki w szkole średniej, ale też pod względem mojego wyglądu. No i zaczęłam działać, ale słabo idzie, bo jestem osobą uwielbiającą słodycze. Do tego mój chłopak, który nie musi nic zrzucać, a wręcz przeciwnie spokojnie może tyć, uzupełnia szafkę w słodkości - to nie pomaga, ale staram się ćwiczyć silną wolę. Może by tak wprowadzić system nagród? Tylko to chyba w moim przypadku słaby pomysł ze względu na to,że nagroda nie byłaby kostką czekolady, a całą czekoladą
Przez tyle czasu za każdym razem wmawiałam sobie,że "nie mam czasu na ćwiczenia" a finalnie wysiadywałam przed komputerem, telewizorem, z książką, czasopismem lub Lubym i nie robiłam nic, aby stan który miałam i tak bardzo mi się podobał powrócił.
Na tą chwilę zaczynam od Jilian Michaels 30 days shred z youtube . Idę o zakład, że będę płuca wypluwać przez pierwsze dni ale dam w końcu kurczę radę. Muszę dać. Dla samej siebie! Kochany Chudzielec stwierdził, że będzie ze mną ćwiczył, ale nie z filmikiem tylko na orbitreku, bo jest "niegramotny".
Wszystko po to żeby w końcu czuć się dobrze z samą sobą i wierzyć w Jego komplementy.
Życzę wam mega motywacji i świetnego dnia :-)