Dietę trzymam, kijki są (dziś wnet 7 km), a waga od tygodnia ani drgnie. Kolejny już zastój... Spoko, nie martwię się tym, tylko czekam na dalszy rozwój wypadków. Już blisko 13 kg za mną, do mojego celu - 80kg na Nowy Rok coraz bliżej. Przy dotychczasowej diecie i zachowaniu tempa chudnięcia powinnam osiągnąć, to co sobie zamierzyłam. Po zejściu do 80kg wyznaczę sobie nowy cel... Coraz więcej osób widzi moją metamorfozę, słyszałam wiele słów zachwytu nad moją nową figurą, a ja nie wiem co o sobie myśleć... Mam zaburzony obraz własnego postrzegania - raz wydaje mi się, ze jestem już chudziutka, a raz wyć mi się chce, bo mi się wydaje, że wszędzie tłuszcz mi się wylewa. Pytanie, jak będę siebie postrzegała, gdy zejdę do 70kg. Co wtedy będzie siedziało w mojej głowie?
W następny piątek mamy imprezę zakładową. Planuję założyć małą czarną, do tego nowy żakiecik z Sinsay oraz szpilki. Mam nadzieję, że całość będzie się fajnie prezentować. Kiecka jest dość krótka, ale wygląd moich nóg w ostatnich tyg znacznie się poprawił (good by celullit), więc chyba nie będzie się czego wstydzić
Leże już w łóżku i myślami jestem z moją Przyjaciółką, która w tej chwili przeżywa swój życiowy dramat. Jej problemy są moimi problemami, więc pozwólcie, że skończę i myślami przeniosę się do Torunia.