Dziś poniedziałek... Nie zaliczyłam ostatnio jakiś spektakularnych spadków (obecna waga 87kg), jednak nie ma się czemu dziwić. Weekend wraz z rodzina spędziłam u mojego kuzynostwa. Z jedzeniem nie było najgorzej, jednak sobotni alkohol odcisnął swoje piętno na mojej wadze. Aktywność fizyczna jest jak najbardziej - przed wyjazdem do Tczewa z samiuśkiego rana wskoczyłam w dres i ruszyłam w pola prosto przed siebie. Trochę mroziło i początkowo zmarzły mi ręce, ale po chwili rozgrzałam się i było naprawdę wspaniale. Wczoraj kijków nie było, bo wróciliśmy późnym wieczorem, ale w sobotę byłam na zabawie i sporo kalorii straciłam szalejąc na parkiecie :)
Dziś wracam do stałych pór posiłków i liczę na to, że waga za kilka dni znów okaże się łaskawa. Na spadek mogę trochę poczekać, bo jestem tydzień przed @, więc liczę się z zatrzymaniem wody w organizmie. Tymczasem całuję Was ciepło w ten mroźny poranek. Do następnego...