Przez 4 dni jakoś mi szło ,ale dzisiaj zjadłam kawałek szarlotki , ale reszta była ok, lepiej mi wychodzi i nie kusi mnie jak jestem po za domem , muszę więcej pracować to wtedy będzie mniej pokus.
Wczoraj byłam odwiedzić moją mamę (od października choruje), ale cały czas miałam nadzieję,że się nie pozwoli pokonać, wczoraj zrozumiałam ,że to już początek końca, ona nie chce już żyć, nie chciała żyć jak tylko trafiła do szpitala ale cały czas myślałam,że się zmobilizuje i zacznie wstawać i rehabilitować się ,ale teraz wiem, że ona realizuje swój plan odejścia , Boże jak to boli. Nigdy nie byłam specjalnie związana z mamą, owszem kocham ją i zawsze kochałam ale nigdy nie była moją przyjaciółką i powiernicą , ale mimo wszystko jest mi tak okropnie żal, i tak bardzo mnie boli ,ze nie miała łatwego życia a i teraz bardzo cierpi. Mój mąż zawsze mi dogadywał,że nie mam współczucia dla mamy ,ale to nie prawda ja po prostu cały czas byłam przekonana,że ona wyjdzie z tego ale wczoraj ,cała drogę do domu płakałam z żalu i bezsilności , a dzisiaj mam olbrzymi kamień w piersiach, ciężar mnie przygniata, najgorsze to że nie można już jej pomóc, nadal jest taka uparta i ani psychiatra, ani rehabilitant już nie chcą przychodzić bo twierdzą że to jest bez sensu........
annaewasedlak
11 lutego 2019, 07:27Wiem przez co przechodzisz. Ja kilka miesięcy temu pochowałam tatę-też nie chciał już walczyć.
paulavita
10 lutego 2019, 23:53Gorące współczucia, życzę wszystkiego dobrego mimo wszystko... Powodzenia!
Moonlicht
10 lutego 2019, 20:41Znam to.. Też zawsze zakładam pozytywny scenariusz a jak już zaczyna docierać bolesna prawda jest tak ciężko.. Trzymaj się!