ze wscieklosci! Jestem na bloku operacyjnym, to w porzadku, lubie ten zakatek, ale nie cierpie chamskiego naduzywania mojej uprzejmosci, a tak sie dzisiaj dzieje z jenym ze Wspolpracownikow...Leczy facet kompleksy, nie ma nad kim gorowac w domu, czy co? Czepia sie mnie, a w dodatku, "skrocil" moja przerwe na lunch o cale pietnascie minut! Uczynil to w poniedzialek, uczynil to - rowniez-dzisiaj! Chyba sie ugotuje ze zlosci! Przemija mi z wiekiem wielkodusznosc, czy jak tom inni zwa-dobre maniery...Chyba juz topnieje we mnie cierpliwosc z szybkoscia topnienia sniegu w La Pas...Bylam w zwiazku z tym - u lekarza, a On -bez zadnego pardonu-orzekl-" mamuska, masz duzo kortyzonu-uwazaj, bo skrocisz sobie zycie o jakis zawal serca, albo o wylew krwi do mozgu"...dal mi jakies leciuchno-uspakajajace lekarstewka pod jezor, i chyba-musze zaczac sie nimi podpierac ...Cisnienie mi skacze czasami-tak, ze mysle, czy to aby nie juz?! Co sie stalo z moja religijno-wspanialomyslno-przebaczalnoscia wobec Blizniego?! Ano, nic! Nigdy tego w sobie nie mialam , ale teraz-doszlo krotkotrwale spietrzenie nerwowe-siegajace zenitu...POzostaja mi zdrowaski rozanca, ale, i z wypowiadaniem ich-tez problem, bo w duchu-az sie gotuje ze zlosci...Boze, ratuj!