Dzisiejszy wpis jest skierowany do dziewczyn, które zmagają się z nadprogramowymi kilogramami i mają wrażenie, że nigdy nie uda im się schudnąć! Jedyne co musicie zrobić to uwierzyć w siebie, zrozumieć, że tak naprawdę wszystko zależy od was, całe wasze życie. Moim "kopem" do zmiany była sytuacja, w której myślałam, że gorzej być nie może. Byłam bez pracy, siedziałam całymi dniami w domu, ryczałam, że jestem do niczego a spoglądając w lustro czułam się jeszcze gorzej. Pewnego dnia stwierdziłam, że na znalezienie pracy nie mam zbyt wielkiego wpływu (wysyłałam dziesiątki CV, ale telefon milczał) i że tak naprawdę jedyną rzeczą na jaką mam wpływ w danym momencie jest to jak wyglądam.Pomyślałam sobie, że jeśli odzyskam kontrolę nad choćby jednym aspektem w swoim życiu inne rzeczy też łatwiej mi będzie osiągnąć, bo będę już wiedziała że się da :). W ciągu jednego dnia postanowiłam, że schudnę. Odstawiłam swoją główną używkę, czyli napoje energetyzujące (piłam minimum 2 dziennie przez ostatnie 8 lat! - 0d 23 sierpnia 2012 roku nie wypiłam ani jednej puszki). Znałam swoje możliwości jeśli chodzi o wysiłek fizyczny i często słomiany zapał, dlatego postawiłam na systematyczność niż intensywność (wiedziałam, że ćwiczenie po 2 godziny dziennie szybko mnie zdemotywuje, dlatego wolałam ćwiczyć np tylko 15 minut ale regularnie). W żadne liczenie kalorii i diety nie chciałam się bawić, bo wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam. Postanowiłam po prostu mniej jeść, wybierać zdrowsze zamienniki (np jak już idę do McDonaldsa, to zamiast powiększonego zestawu z colą i frytkami zamawiam sobie tortillę z kurczakiem i herbatę - nie czuję że się totalnie ograniczam). Kilogramy nie zaczęły od razu spadać, po pierwszym tygodniu odchudzania, gdy spadło mi ponad 1 kg poszłam na imprezę do rodziców i po niej waga wróciła z powrotem na swoje miejsce. Byłam podłamana, ale stwierdziłam, że się nie poddam. I tak nie miałam nic do stracenia. W ciągu ostatniego roku wielokrotnie zaliczałam zastoje wagi, czasami nawet 2-3 miesięczne. Najważniejsze, to nie poddać się wtedy, tylko motywować się patrząc na to, czego już się dokonało. Ani się obejrzałam a minął już rok :) W międzyczasie znalazłam super pracę, odzyskałam pewność siebie a obecny wygląd po prostu "się osiągnął" :). Odchudzanie tak naprawdę nie musi być drogą przez mękę. W czasie ostatniego roku zaliczyłam kilka wesel, wiele imprez ze znajomymi, wyjazd na wakacje itp. Nie zmieniło to jednak mojego nowego "stylu życia", w którym czuję się po prostu szczęśliwsza. Dzięki waszym komplementom podładowałam sobie baterie mocy :) Pomyślcie sobie, że warto walczyć choćby po to, aby zamiast zdjęć motywacyjnych w postaci modelek i obcych babek móc sobie wstawić swoje zdjęcia z porównaniem "przed i po". Rozpisałam się trochę, ale musiałam to z siebie wyrzucić, bo wiem, że każda z was ma w sobie potencjał na super laskę!
W poprzednich wpisach miałam pytanie o to jak jem. Nie jest to nic nadzwyczajnego, jednak napiszę, co mniej więcej zjadam codziennie :)
śniadanie: płatki kukurydziane z mlekiem (3,5%)
II śniadanie (w pracy): 3 kanapeczki z chleba orkiszowego z żółtym serem i pomidorem i 2 kabanosiki z lidla :)
obiad: ostatnio warzywa na patelnie (np Hortex z grzybami leśnymi) z łyżką serka mascarpone i serem grana padano. W weekendy na obiady mam kurczaka :)
podwieczorko/kolacja: jogurt naturalny z wkrojonym bananem lub tak jak np dzisiaj z borówkami . W sezonie na truskawki były to oczywiście ogromne ilości truskawek, czasem z bitą śmietaną. Czasem jem pomidory albo sałatkę.
Do tego dużo wody i herbaty :) Oczywiście co jakiś czas jakieś piwko lub winko ze znajomymi też się trafi :)
Jak widać szału nie ma. Mięsa oprócz kurczaka nie lubię i nie jem. Uwielbiam za to nabiał pod każdą postacią, co widać w moim menu. Wiem, że powinnam go ograniczyć, bo może powodować wzdęcia itp, ale nie mogę się powstrzymać :)
Ponieważ nie ćwiczę jakoś dużo a do tego mam siedzącą pracę to tego jedzenia też nie mogę w siebie wpychać za dużo.
gorzka6
28 listopada 2013, 22:42Dobrze, że napisałaś to, bo może dzięki Tobie uwierzę, że mam w życiu jeszcze szansę i poradzę sobie ze swoimi ograniczeniami.
slaids
13 sierpnia 2013, 17:39Wiem, wiem, ale naprawdę bardzo wolno sie opalam, a słonca od 3 dni nie ma... W ubiegłym tygodniu siedziałam non stop na słońcu i widzisz jaka biała jestem (chociaż to niestety aparat przekłamuje trochę, bo robię komórką zdjęcia). Są ok, zależy mi na spadku obwodów :) Jak nie napinam się to nie odznaczaja się aż tak :)
keyma
13 sierpnia 2013, 17:09Dzięki! Co do odchudzania to absolutnie Cię popieram i robię tak samo, nie jestem na "wiecznej diecie":) Choć po 2 ciążach to i tak nie wiem, jak można wyglądać jak Ty :)
artosis
13 sierpnia 2013, 14:38no i o to chodzi ! kazdy musi znalezc droge dla siebie.Ja wiem i jestem przkeonana ,ze jestem uzalezniona od zarcia z powodow emocjonalnych ktore towarzysza mi od czasu kiedy bylam nastolatka i dla mnie nie ma czegos jak ograniczenie.jedyna kontrola jest wtedy kiedy wiem dokladnie ile zjadam - inaczej po prostu mysle sobie ach co tam troszke wiecej mnie nie zabije.Kiedys nie umialam wytrwac tygodnia na diecie ,ale z czasem czlowiek uczy sie i cierpliwosci rowniez :) ty wygladasz pieknie ,a poniewaz mamy podobny wzrost stajesz sie zmaterializowanym idealem :) uzborilam sie w cierpliwosc i nie przestane dopoki nowy styl zycia nie zastapi starego na zawsze :)
caiyah
13 sierpnia 2013, 07:11idę Twoją drogą ;)
chanach77
13 sierpnia 2013, 00:26Systematyczność to klucz to wielu sukcesów, też to niedawno odkryłam:)
Nnothingness
12 sierpnia 2013, 21:41super, ze dodalas taki wpis. Kiedys moja kolezanka (starsza i madrzejsza) powiedziala mi, ze jezeli uda mi sie zrzucic kilogramy wtedy bede mogla osiagnac wszystko czego zapragne. Tak jest ze czesto brak sukcesu w odchudzaniu oddzialuje na brak sukcesow w innych dziedzinach, jakby jeden problem przeslanial wszystko i stopowal nas. pozdrowka