Piątkowy wieczór zapowiadał się całkiem niewinnie. Mój Mąż korzystając z dnia wolnego wysprzątał całe mieszkanie, więc wieczorem mogliśmy podskoczyć do sklepu, a potem oglądaliśmy TV i relaksowaliśmy się. Nic nie zapowiadało tego co potem usłyszę....
Film skończył się dość późno i szczerze mówiąc byłam już padnięta, a na dodatek ta zmiana czasu nie pozwalała mi dojść do siebie. Koło północy marzyłam już tylko o tym, żeby położyć się do łóżka i zamknąć oczy. Wtedy mój Mąż zapytał czy on mnie jeszcze w ogóle pociąga? Zdębiałam.... od razu przestało mi się chcieć spać..... to pytanie było początkiem dalszej nocnej rozmowy. Że mało spędzamy razem czasu, bo w poprzednim tygodniu prawie codziennie ćwiczyłam po godzinie i dłużej, a potem jak wezmę przysznic jestem już nie do życia i od razu idę spać. To fakt... mój Mąż parę razy inicjował zbliżenie, ale ja nie miałam ochoty, więc odpuszczał. Doszedł do wniosku, ze może ta dieta, ćwiczenia, ze może narzuciłam sobie za duży rygor. Co z tego, że zrezygnowałam z fitnessu w klubie skoro w domu też jestem niedostępna.... On naprawde rozumie, ze to wszystko jest dla mnie bardzo ważne i dłuuugo mnie wspierał, ale chyba już stracił cierpliwość do tego mojego bzdurnego dążenia do ideału. Tak BZDURNEGO!
Prawie się rozpłakałam.... Nie dlatego, ze obawiam się, że mnie zostawi.... dlatego, że ma rację.... Od jakiegoś czasu moje wszystkie myśli, starania, siły koncentruję wokół diety, ćwiczeń, spadających cm czy kilogramów. Nic innego nie zaprząta tak mojej głowy.
Potrzebowałam czasu do namysłu, ale chyba się opamiętałam. Ustaliliśmy, że na tygodniu ćwiczę we wtorki i czwartki, a w weekendy w niedziele - pod warunkiem, że nie będziemy w tym dniu np. razem biegać czy pójdziemy na rower (co mamy w planach jak tylko przyjdzie wiosna). Sobotę ustaliliśmy dniem relaksu i wiecie co? Pomógł mi ten dzień - wieczorem nabrałam ochoty na figle. W niedzielę też- mimo, że ćwiczyłam!
Przyznaję się bez bicia - przesadziłam... zwłaszcza, ze tak naprawdę kolejne stracone kilogramy nie czynią mnie szczęśliwszą. Magiczna granica 54 kg to tak jak z przekroczeniem 18-lat - młodemu człowiekowi wydaje się, że jak już będzie dorosły to zmieni się nie wiadomo ile w jego życiu, a tak naprawdę poza możliwością wyrobienia sobie dowodu życie toczy się dalej i nic się nie zmienia. Tak samo jest z tymi kilogramami - wydawało mi się, że jak będę szczupła to będę bardziej pewna siebie, będę bardziej świadoma swojego ciała, a tak naprawdę nic się nie zmieniło... poza tym, że panikuje przy okazji każdej dodatkowej kalorii, która pochłonę. Psychicznie nadal jestem tą dziewczyną ważącą 78 kg.
Przyznaję się bez bicia - mam problem nie z waga i centymetrami, ale problem z głową. Na pewno brak @ i ciągłe zmęczenie jest skutkiem tego, że przesadziłam z dietą, ćwiczeniami. Obiecałam Mężowi i sobie, że będę nad tym pracować. Spadnie kg to spadnie, nie to trudno - nie będę się spinać. Chcę wszystko naprawić. Chcę cieszyć się życiem, a nie katować. I niech to zdanie będzie podsumowaniem moich weekendowych przemyśleń.
karla1974
10 kwietnia 2013, 12:53Tyle schudłaś, pewnie pięknie wyglądasz, a dla męża jesteś boginią...teraz faktycznie ciesz się życiem i swoim pięknym sukcesem i realizujcie wspólnie plany na spądzanie wolnego czasu. Ja dzisiaj mojego Mężusia wyciągłam na bieganko - i było bardzo sympatycznie...może się przyłączycie:)
Jess82
9 kwietnia 2013, 15:50Dobrze że doszłaś do takich wniosków. Mądra z Ciebie babka:)
aureliagr
9 kwietnia 2013, 11:33Całe szczęście że sobie to uświadomiłaś :)
therock
8 kwietnia 2013, 23:07Dobrze, że mąż zebrał w sobie siłę i zainicjował ta rozmowe:) teraz bedzie dużo lepiej:)
grgr83
8 kwietnia 2013, 19:54Jak dobrze, ze zdecydował sie mąż rozpocząć tę rozmowę, bo niby jest sie razem, a czasem czujemy się "glupio" by poruszać tematy i sprawy które nas bolą. Myśle, ze ograniczenie ćwiczeń nie wpłynie tak negatywnie na twoją wagę, a popdczas miłych chwil z ukachanym w końcu też sie traci kalorie :)))
pannanikt00
8 kwietnia 2013, 18:21Ja też to przechodziłam, dokładnie to samo. Te same rozmowy z moim nawet. Niestety w pewnym momencie człowiek zapomina po co to wszytko robi, zapomina o wszystkim dookoła. Ja też kiedyś wiecznie ochoty na seks nie miałam - a to byłam głodna i nerwowa, a to zmęczona ćwiczeniami, a to mi się spać chciało bo za mało energii i tak w kółko.. a seks mógł nie istnieć. Trzeba trochę inaczej o tym myslec i inaczej robić.
berdonkaa
8 kwietnia 2013, 16:57Dobrze, że szczerze porozmawialiście, na pewno wyjdzie wam to na dobre i oby było już tylko lepiej :)
calineczka.123
8 kwietnia 2013, 14:27no brak@ moze byc spowodowany zbyt rygorystyczna dieta, ja mialam zanik@ przez poł roku jak zaczelam normalnie jesc to po miesiacu wróciło:) ja tez jestem czesto zbyt zmeczona i mi sie najzwyczajniej nie chce:) trzeba troche odpuscic z silka:)
FiolekAlpejski
8 kwietnia 2013, 13:53Bardzo mądrze, bardzo. gratuluje, że doszłaś do tego waznego punktu, w którym człowiek zdaje sobie sprawe że schudniecie tak na prawde nic nie zmieni.... A jak nie masz @ to może ciąża?
Okruszek83
8 kwietnia 2013, 12:42No i bardzo dobrze, że do tej rozmowy doszło, bo Ty nie potrzebujesz codziennych ćwiczeń i nie wiadomo jakiego katowania. Seks to też ćwiczenia :) Co do zakupów to oczywiście jak jedziemy razem to też mąż niesie, tylko u nas razem to we trójkę, więc zwykle jadę sama, bo jest szybciej :) a niedługo razem to już we 4, hehe, mam nadzieję, że niedługo rodzice w końcu się przeprowadza do Katowic wtedy wróci nasze razem we 2 (nie licząc nocy:):)) Cieszcie się sobą kochana :)
calineczka.123
8 kwietnia 2013, 12:09super ze doszliscie do konsensusu:) wyrozumialy ten Twoj maz:) moj to zaraz sie obraza jak mi sie nie chce- a jest to czesto:)
Kamila112
8 kwietnia 2013, 11:53Szczera rozmowa jest najważniejsza :) Wszystkiego dobrego :)
Desperacka
8 kwietnia 2013, 11:46Dobrze, że porozmawialiście szczerze i, że razem potraficie znaleźć rozwiązania na spokojnie, powodzenia :)
pyza79
8 kwietnia 2013, 11:42masz racje w 100 procentach