Hej
Ciężko mi napisać to zdanie. Miałam nadzieję, że ta chwila nie nadejdzie. A jednak.
Wracam - z nadbagażem.
Niestety dopadło mnie jojo.
Chyba za szybko chciałam zgubić to co przez lata gromadziłam i w efekcie mam za swoje.
65,5 kg. To moja waga na dzień dzisiejszy i waga z jakiej rok temu startowałam. Początek był bardzo dobry. W lipcu osiągnęłam połowę zamierzonego celu - 60 kg. Potem jeden dzień - urodziny przyjaciółki i zaczęłam się cofać. Tak niewiele zabrakło. Trochę więcej konsekwencji. Zgubiła mnie dieta. 3 dni idealnego odżywiania i trzy dni totalnego rozpasania. Dwa tygodnie bez słodyczy powodowały rzucanie się na kilogram w ciągu jednego dnia. I tak w koło Macieju...w miarę systematyczne ćwiczenia pozwoliły mi chyba nie obrosnąć w tonę tłuszczu ale i tak wróciłam do wagi początkowej.
Tak mijał czas aż do Środy Popielcowej. Od tej pory mam postanowienie postne. Nie dotykam słodyczy aż do Świąt. Co powiem jeszcze nie wiem. Nie chcę, żeby sytuacja się powtórzyła ale może pomoże mi w tym teraźniejsza dieta.
Jem 5 posiłków dziennie co 3 godziny. Zdrowych. Spożywam białko, węglowodany i tłuszcze. Staram się więcej pić, chociaż z tym mam problem. Od dzisiaj ruszam ze Skalpelem Wyzwanie Ewy Chodakowskiej.
Mój nowy cel to 10kg mniej. Nie ważne w jakim czasie. Nie spiesze się już. Chcę zrzucić kilogramy zdrowo i na stałe i przekonać się, że je się po to żeby zyć a nie na odwrót.
Trzymajcie proszę kciuki.