Tak właśnie było, jak w tytule posta. Na kanapie siedział leń, nic nie robił cały dzień.
Aż któregoś dnia z przerażeniem dotarło do mnie, że waga wskazuje grubo ponad 90 kg.Nie było sensu rozpaczać i analizować jakim cudem do tego doszło. Trzeba było po prostu zacząć działać.
Nie było łatwo zrobić pierwszego, drugiego czy nawet 10 treningu.Wszystko piekło i bolało. Swoją drogą szkoda, ze nie boli jak człowiek tyje, w tedy by może waga wskazywała mniej:D A tak jest jak jest.
Początek był ciężki,ale jak waga zaczęła pomału lecieć w dół pojawiła się nadzieje, że ten zbędny tłuszczyk z czasem się jednak wytopi.
Dzisiaj waga pokazuje 84 kg, to prawie dycha w dół,ale to dopiero wierzchołek góry lodowej, chociaż patrząc na to z mojej perspektywy spokojnie mogę stwierdzić, ze ta moja góra to bardziej tłuszczowa:D Tak, czułam się dosłownie na początku jak Titanic, który idzie na dno.
Dzisiaj, mimo że tak naprawdę spory kawał ciężkiej pracy przede mną, jestem pełna optymizmu i wiary we własne możliwości .
A z lenia na kanapie nie zostało za wiele.
Fakt jest taki, że kanapy też już nie ma, po co miała mnie kusić.
Zamiast kanapy wstawiłam w to miejsc mate do ćwiczeń,a co!
"Luksus to przede wszystkim odporność na pokusy, które zamiast upiększać nasze życie, tylko je zaśmiecają..."
justagg
26 listopada 2017, 22:41Życzę dalszych spadków wagi w dół ;)
KluKlu
27 listopada 2017, 13:51O matko i córko,teraz zobaczyłam,że napisał dwa razy dół prez u. Hahaha,mam chyba tkankę tłuszczową nawet w mózgu
justagg
27 listopada 2017, 15:10paauulinaa
26 listopada 2017, 13:07Gratuluję dotychczasowych spadków :) i trzymam kciuki za następne :) nie odpuszczaj