Ostatnio mam taki dziwny czas. Niby wszystko jest ok, ale jednak nie jest. Za kilka dni wkraczam w nowe dziesięciolecie swojego życia i nawet nie wiem jak to się stało, że przestało mnie interesować jak wyglądam. Myślałam naiwnie, że zaakceptowałam jak to się teraz mówi swoje ciało, a nie jest to prawdą. Kilka dni temu wraz z mężem ważyliśmy się na wadze on schudł ja przytyłam, a jemy to samo, tyle że ja więcej niestety. I na wadze pojawiła się "nieupragniona setka". To był wstrząs, zimny kubeł lodowatej wody na twarz. Żegnajcie chrupki, żegnaj coca-colo, żegnajcie tosty, białe pieczywo.
Dzisiaj na śniadanie wciągnęłam już owsiankę, na drugie śniadanie będzie chlebek bezglutenowy, na obiad sałatka, a na kolację coś lekkiego. Moim ostatnim zakupem były nowe adidasy, oraz wdzięczny szczeniak rasy Shih tzu o imieniu Baster. Pogoda sprzyja, więc dobre nawyki przybywajcie!