Rowno 38 dni do urlopy, a 40 do wyjazdu... Jedziemy do Władysławowa, kwatera na 6 dób zarezerwowana, zalicza wpłacona.... Się doczekać nie możemy...
W sobotę mój mąż jedzie z kolegami na wieczór kawalerski jednego z nich do Gdańska, na weekend... Masakra jakaś, 500 km jechać po to aby się nachlac, na miejscu wódka tak samo by smakowala a ile PLN w kieszeni by zostało... Niech jedzie, wyszaleje się.
Dziś juz pocwiczone... Brzuszki na piłce, deska i mój kochany rowerem zaliczone. Na obiadem zrobilam sobie dietetyczne burito;) bez grama tłuszczu na chudej wolowince z małym dodatkiem wieprzowinki;) we wrappie. Jedna porcje zostawilam sobie do pracy, zjem o północy... A teraz spadam leniuchowac przed nocka...
P.s świetny odcinek Ewy Drzyzgi z tej chwili leci. Hehehe
Magduch2014
14 lipca 2014, 17:50Ja już niestety po urlopie:/ ale wszystko co dobre szybko się kończy;) Achh Ci mężczyźni;) ale co zrobisz w sumie to im zazdroszczę takiego wyjazdu:D;) Miłego wieczorku i pracy:)