Jutro rano jadę na 5 dni na szkolenie do Łodzi. Jestem zdenerwowana, bo po pierwsze jeszcze karmię piersią (tylko rano i wieczorem) i nie wiem jak to będzie z odciąganiem pokarmu, bo ponoć zajęcia trwają nawet do 22, a jeszcze trzeba się dostać do hotelu w którym mamy nocleg, po drugie po raz pierwszy zostawię Filipa na tyle dni. Jak o tym pomyślę to chce mi się ryczeć, ba ja ryczę, wyję wniebogłosy. Chciałam nawet zrezygnować ze szkolenia, ale wtedy znowu zaprzepaściłabym szansę na pracę w zawodzie, a tak po szkoleniu mam zapewnioną pracę z elastycznym grafikiem. Mój Pią dostał do pomocy moich rodziców więc dadzą sobie spokojnie radę z Fifim. Ja nie wiem jak to przeżyje.
Co do powrotu na dobre tory w odżywianiu - wracam, ale powoli i z wpadkami, jednak jest lepiej niż na urlopie. Gorzej z aktywnością fizyczną, ale i do niej zamierzam wrócić zaraz po szkoleniu. Waga - 0,5 kg większa. Na szczęście nadal 6 z przodu! Tylko brzuch jakiś większy
Wczoraj na obiad zrobiłam przepyszne farfalle:
Przepis znajdziecie tutaj: KLIK
Polecam!
kokoszanelka
25 sierpnia 2014, 22:03Pycha! Kochana nie wyrzucaj sobie! Bedzie dobrze nie ma innej opcji!
kubinka
21 sierpnia 2014, 22:37oj domyślam się co czujesz... pochwal się kochana co za prace wyrwałaś :)