Chyba wraz z hektolitrami herbaty, która miała mnie rozgrzać tej zimy, wlała się we mnie szarobura depresja. Siedzi teraz gdzieś w okolicach mojego żołądka i sprawia, że czuję się coraz gorzej. Wracam z pracy do domu i zaczyna panoszyć się w moim ciele i przedzierać do mózgu. Wychodzi oczami w postaci łez. Sama nie wiem, dlaczego płaczę, nie wiem, dlaczego jest mi źle. Wiem tylko, że jest. Przez to ustrojstwo nie mogę się skupić na pisaniu projektów zaliczeniowych na studia. A przecież są ciekawe i wcale nie aż tak trudne. I nic nie pomaga, siedzę i ryczę.
Mój mężczyzna zachowuje się tak, jakby nie widział, co się dzieje ze mną. Albo nie chce widzieć. W każdym razie na pewno nie potrafi mnie z tego wyciągnąć. Ciekawe, czy są jeszcze gdzieś na świecie mężczyźni, którzy potrafią czynić takie cuda. Gdybym była w trakcie poszukiwań mężczyzny moich marzeń, szukałabym takiego, który tak potrafi. A najlepiej jeszcze, żeby choć trochę lubił porządek. I kochał koty.
Nawet jeść już się nie chce. Nawet czekolady.
Gdzie się schowałyście, Szczęście i Radość?
Tak napisałam, bo każdy czasem chce się poużalać nad samym sobą.
addictedd
7 lutego 2012, 17:03hej, widzę że nie tylko ja tak mam ale wiesz co? wczoraj płakałam a dokładmie wyłąm, krzyczałam i płakałam troche pomogło... dzisaij nawet nie chce mi sie tak plakac 3 maj sie cieplutko