Cześć Kochane Lachony!
Nie pisałam nic przez 2 miesiące, nie ćwiczyłam, nie pilnowałam diety i się doigrałam, rażący obsuw w otyłość. Na wadze 73,5 kilo - klasyczne jojo.
Tym razem większość poszła w dupsko i w uda - są bardziej gigantyczne niż norma do której przywykłam. Ramionka mam wielkie, zwisające, galaretowate, żyjące własnym życiem, cellulajt już nie lajt ale very wery very heavy. Aż mi się takie wgłębienia na udach porobiły.
Co jeszcze? Trzy podbródki, wielgachne, napompowane brzuszysko, cycki wylewające się po bokach ze stanika. I wielka twarz, w sumie mam wrażenie, że moje małe oczka, zrobiły się jeszcze mniejsze niż zazwyczaj.
Opamiętanie jednak przyszło i po raz kolejny powtarzam sobie, że tym razem to już na pewno schudnę. Może najwyższa pora przestać snuć wizje, jak to będzie kiedy będę szczupła. Kiedy będę patrzyła na te ciuchy, które mi się podobają, a nie na te, które z moją waga mogę nosić.
Od przyjazdu z wakacji nie chodzę w spódnicach bez getrów. Za bardzo obcierają mi się uda o siebie, a poza tym.... nie mogłabym i tak na siebie patrzeć.
Problem nie polega jednak główny na tym, że wyglądam jak wyglądam, bo pewnie są tutaj grubsi ode mnie. Problem polega na tym, że moja obecna praca to ciągłe spotykanie z nowymi ludźmi. 6 godzinne stanie na środku sali, gdzie 12 par oczu patrzy na Ciebie, i chcąc, nie chcąc ocenia. To ciągły stres, o to, żeby wszystko dobrze powiedzieć, dbać o grupę a jednocześnie myślenie, czy gdzieś mi coś nie wyszło, czy nie jestem spocona pod pachą i jakby tu stanąć przodem, tyłem bokiem, żeby trochę mniejszym się wydać. Getry trochę ciała trzymają... ale nie pasują do eleganckich ciuchów. Nie mówiąc o tym, że eleganckie ciuchy w rozmiarze 44 są ...hmmm... beznadziejne, staroświeckie i nawet moja babcia kręci na nie nosem:)
Kolejny powód mojego powrotu ze spuszczoną głową to wesele mojej kochanej siostry. Siostra moja wygląda jak milion dolarów, ma świetną figurę, włosy i jest po prostu śliczna. Świetnie się dogadujemy i nie pomyślcie, że chciałabym żeby wygladała jak ja - absolutnie nie. Ale wiecie, najprawdopodobniej będę świadkiem na weselu - więc pasowałoby jakoś w tym kościele wyglądać :) Pasowałoby też mieć jakiegoś partnera na to wesele - a to przy obecnym moim wielkim ciałku będzie trudno osiągnąć.
Wiem, że moje życie po schudnięciu nie zmieni się diametralnie, nie znajdę męża, nie dostanę podwyżki ani nie stanę się seks bombą. Mam nadzieję, że jednak komfort czucia się dobrze we własnej skórze jest najważniejszy. A ja obecnie czuję się źle.
OK, napisałam co myślałam i mam to sobie czytać za każdym razem jak mi motywacja spadnie! :]
Można schudnąć, można się wylaszczyć trzeba tylko myśleć w kategoriach przyszłych zysków a nie chwilowej przyjemności. I tak mam zamiar zrobić.
Dziękuję i powodzenia Kochana Kaasito i wszystkich Kochanym Vitalijkom!
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
anamy
26 sierpnia 2011, 09:51Tylko przestań już tak znikać!!! Obydwie nie próżnowałyśmy w takim razie aby zniweczyć to co udało nam się osiągnąć, ale tym razem to musimy dać radę, bo jak na Sylwestra nie będziemy piękne (chude) to już chyba nigdy nam się nie uda. Powodzenia i chudnij!
Riava
26 sierpnia 2011, 09:10doczekałam na wielki kom bak!:) Co tam, że z kilkoma kg nadwyżki, ważne że jesteś...i że nadal chcesz się pozbyć tych okropieństw. Choć swoją drogą, nie wieżę że jest aż tak źle:)))Cieszę się, że jesteś:)
Cailina
25 sierpnia 2011, 21:45ja to meza (ciagle to-be) znalazlam przed schudnieciem, potem tez dostalam podwyzke, a o seks bombie to sie nie wypowiem;-). Szkoda zycia na odkladanie wszystkiego na kiedy sie schudnie-w zwiazku z tym w tym roku kupilam sobie pierwszy od 20 lat stroj dwuczesciowy-mam cialo jakie mam a za pare lat bede miala obwisle(i niekoniecznie chudsze), wiec trzeba korzystac poki czas!;-). A to weselicho kiedy?