Dzien I:
Zaczynam od porzadkow w pamietniku. Zostawiam te wpisy, ktore maja dla mnie jakies znaczenie, lub te ktore beda mi przypominac o mojej wadze (ku pamieci i przestrodze).
Od trzech lat wiem czego chce, czego brakuje mi do szczescia i co sprawia, ze czuje sie gorsza od innych. A pomimo to prawie nic z tym nie robie. Smutne to ale prawdziwe. Czy mozliwosc nazarcia sie, napicia jest u mnie silniejsza od checi bycia szczesliwa???
Moze to plytkie, ale ja naprawde wiem, ze to jak czuje sie we wlasnej skorze wplywa w 80 procentach na niepowodzenia w innych sferach zyciowych.
Dobra. Koniec z tym. Juz dzisiaj nie dopisuje do odchudzania zadnych ideologii.
Poprostu zaczynam walke o dawna siebie.
Ponownie, ale tym razem mi sie uda. Sytuacja na dzisiaj: 77 kg.
*spalone - 55 minut - rower stacjonarny (intensywnie - 700 kcal na liczniku, choc jestem pewna, ze moj licznik zawyza). Zapisuje 500 kcal.
*pochloniete - 1410 kcal