Hej Wszystkim!
Po tej długiej przerwie, tym razem piszę niepocieszona. Mówiąc (a raczej pisząc) jak najprościej – jestem chora. A zaczęło się od niewinnie – od trochę bolącego gardła przed świętami. Właściwie tak jeden dzień pobolało i przestało. Na nowo zaczęło po świętach. Tym razem już to było poważniejsze, więc wizyta u lekarza, no i oczywiście antybiotyk. Stosowałam wszelkie możliwe metody złagodzenia bólu (zresztą pisałam o tym na forum). Po tygodniu praktycznie nie było żadnej poprawy, a co więcej pogorszyło mi się strasznie – całe gardło miałam strasznie wysuszone, język dosłownie jak tarka. Płakałam dosłownie z bólu, bo prawie niczego nie byłam w stanie przełknąć. Byłam tak osłabiona, że dwa razy zasłabłam, w tym raz przed przychodnią w piątek (bo po tym tygodniu męki znowu wybrałam się do lekarza). Zdenerwowanie spowodowało, że ciśnienie wyszło mi niebotycznie wysokie (200/95). Mnie, której zwykle ciśnienie nie przekracza książkowego 120/80. No, ale cóż, stres i nerwy najwidoczniej robią swoje. I na dokładkę przepisany kolejny antybiotyk, tym razem na 3 dni (silniejszy i dłużej działający), lek osłonowy Lacidofil i Tantum Verde. Leczenie najwidoczniej działa, bo już od wczoraj byłam w stanie w miarę normalnie jeść, ale wystarczyło, ze pojechałam z rodzinką (mieliśmy wczoraj gości) wieczorem do kościoła, a oprócz bólu gardła, zaczęła boleć mnie głowa. Zaczęłam znów się denerwować, że gorzej się czuję, co skutkowało ponownym wzrostem ciśnienia (zmierzyłam sobie w domu i miałam z tego co pamiętam 152/94). Wczorajszy wieczór po odjechaniu gości był po prostu masakryczny, bo tak zupełnie przy okazji przyplątał mi ból prawego ucha. Jakimś cudem udało mi się usnąć i przespałam tak mniej więcej 7 godzin. Dzisiaj już jest lepiej i mam nadzieję, że w końcu wyzdrowieję.
Oprócz tego, że jestem chora, to okropnie smutna. Smutna, bo na razie mogę sobie odpuścić biegi, zumbę i wszelkie ćwiczenia, które dotychczas z wielkim zapałem wykonywałam. A już zaplanowany na 1 maja bieg uliczny na 10 km mogę sobie odpuścić. Czuję się z tym strasznie źle. A jak dzisiaj zrobiło mi się naprawdę przykro, gdy moja siostra (która też się zapisała na ten bieg, co ja) poszła biegać i wróciła szczęśliwa i zadowolona po przebiegnięciu 12 km. No po prosto mam wielkiego doła. Niby zwykła dolegliwość gardła, a dosłownie unieruchomiła mnie w domu. Nie wiem jak ja wytrzymam bez wysiłku przez całą chorobę, po prostu nie wiem. Ja, taka aktywna fizycznie. Nic na to niestety nie poradzę. Zostało mi jedynie porządnie się wykurować, by z tego nie rozwinęła się jakaś groźniejsza infekcja. Najchętniej to już bym chciała być zdrowa.
Pozdrawiam Was serdecznie. Życzę miłej niedzieli i kolejnego tygodnia. A mi wystarczy życzyć szybkiego powrotu do zdrowia i wszystko będzie dobrze.