Hej Wszystkim!
Pogoda coś się u mnie psuje, totalnie leniwa niedziela, ale co tam, napiszę choć parę słów, bo jest trochę o czym pisać.
Wiedziałam, że mój brat potrafi naszą rodzinkę zaskoczyć, ale to co ostatnio nam zafundował, przeszło nasze największe oczekiwania. Otóż w piątek wróciwszy z Poznania na weekend (bo ma już na studiach jakieś dodatkowe zajęcia z matematyki) ze swoją dziewczyną radośnie oznajmili nam, że się zaręczyli. No i teraz wyobraźcie sobie naszą reakcję. Mamę aż zatkało, nawet już pomyślała, że pewnie zaliczyli "wpadkę". (bo mi o tym mówiła). No i na sobotę zostaliśmy zaproszeni na małą imprezę rodzinną, gdzie brat oficjalnie poprosił rodziców dziewczyny o zgodę, no i odbyły się oficjalne zaręczyny. Wcześniej oczywiście uspokoił mamę, że już się teraz zaręczyli (są przecież bardzo młodzi - brat ma 19 lat, jego dziewczyna o rok młodsza), żeby mieć pewność, że będą już zawsze razem. No, po prostu nie wierzę - mój "mały " braciszek się zaręczył.Chyba myślą poważnie o swoim związku. Jego dziewczyna jest bardzo sympatyczna i chyba ma na mojego brata dobry wpływ.
No i pewnie domyślacie się, ze dietowo troszkę nawaliłam. Głównie chodzi mi o sobotę, bo troszkę zaszałałam. Na podwieczorek zjadłam kawałek jabłecznika i jakiegoś placka z serkiem mascarpone i masą bezową oraz rogalika z malinami. Byłą też kolacja, na której zjadłam 3 łyżki sałatki, małego dewolaja z pieczarkami, 1 klopskika i trochę sałaty z sosem vinegret. Aż tak tragicznie nie było, ale nie ma sie czym szczególnie chwalić. Tym bardziej, że ostatnio miałam odrobinę mniej ruchu. W poniedziałek rano nie ćwiczyłam, bo miałam kolejną jazdę, a wieczorem pogoda się popsuła, no i trochę głowa mnie rozbolała, więc odpuściła sobie bieganie. Tak to, w resztę dni ćwiczyłam i 2 razy w tym tygodniu biegałam. Podczas środowego biegu w ciagu 55 minut zabrakło mi jakieś 400 m do przebiegniecia 10 km, za to w piątek przekroczyłam tą "magiczną" odległość, takze jestem z siebie dość zadowolona.
A propos jazd, ta ostatnia poszła mi całkiem nieźle, instruktor był raczej zadowolony. No i zapisałam się już na egzamin, mam go niedługo. Jesli chodzi o testy to jakoś specjalnie się nie boję, testy wałkuję bez końca, w kółko czytam teorię z ksiażki z kursu, nie mam z tym problemów. Co do części praktycznej, zobaczymy. Nie chcę się nastawiać zbytnio, że muszę zdać, właściwie oprócz mnie tylko 2 osoby wiedzą o moim egzaminie (im mniej osób wie, tym lepiej, mniejszy stres). Oczywiście będę się starać, żeby zdać, ale jak się nie uda, to nie będzie koniec świata przecież. Tyle już miałam tych egzaminów, tyle się nadenerwowałam, że po prostu już mi szkoda tych moich nerwów i zdrowia. Jak zdam, to będzie super, jak nie, to trudno. Pewnie będę wtedy nieco zdołowana, zła, smutna, ale są w życiu poważniejsze problemy i zmartwienia. Wzięłam sobie jeszcze jedną jazdę przed egzaminem, takie przypomnienie łuku i wszystkich pozostałych manewrów. Mam nadzieję, że będzie dobrze.
Pozdrawiam i do zobaczenia za jakiś tydzień.
Neptunianka
21 września 2014, 13:46No to będziesz starościną chyba :d Czeka cię dużo pracy :) A aka okazja, to i grzechy do wybaczenia :D