Na weekend majowy nigdzie nie wyjechałam, ale trochę grzeszyłam. Zrobiliśmy sobie grila, ale jadłam szaszłyki z kurczaka z warzywami. Pychotka. Niestety przez cały tydzień piłam drinki z mężem. Od poniedziałku zaczęłam chodzić z kijkami. Wstawałam z mężem o 6 rano i średnio robiliśmy po 6 km. Od jutra chodzę sama bo on już wraca do pracy Na szczęście nie mam wyrzutów sumienia z tym alkoholem bo i tak waga spadła. Dziś sprzedałam mój stary rower (górski) i kupiłam przez allegro nowy (miejski) i będę do pracy jeździć rowerkiem. Co prawda mam blisko bo 1,51 km ale zawsze to jakiś ruch, a nie dupa w samochód i jadę. Od jutra nie ma żadnych wpadek bo do końca czerwaca muszę schudnąć do 65 kg bo mam wesele i zrobię wszystko żeby to osiągnąć.
Miłego wieczoru wam życzę