Dziś dopadł mnie pierwszy kryzys. Mam słabość do świeżego pieczywa, naleśników i lodów mmm... Na co dzień staram się o tym nie myśleć, ale np. oglądając serial, czy słysząc rozmowę w autobusie jest to czasem po prostu nieuniknione. Dodatkowo moja mama wystawia moją silną wolę na próbę, robiąc ciasta, naleśniki, kupując więcej bułek niż konieczne z nadzieją złamania mnie w moim postanowieniu. Ale jestem z siebie dumna, bo pękłam. Zwyczajnie zajęłam się czymś innym. Mała rada ode mnie: jeżeli masz właśnie taki kryzys, gdzie między posiłkami masz ochotę "zgrzeszyć" - pójdź na spacer, na rower, spotkaj się ze znajomymi, do czasu Twojego następnego posiłku. Zyskasz dodatkowy ruch i ochota na pokusy już tak nie nurtuje.
Oprócz tego pojawiła się kolejna motywacja. Za miesiąc wypada "reunion" z zagranicznymi znajomymi i mam skrytą nadzieję, że zauważą zmianę :)
183 + 65 + 483 + 104 + 190 = 1025 kcal
Will it be easy? Nope. Will it be worth it? Absolutely.
Amelli
15 lipca 2013, 23:05Do świeżego pieczywa też mam słabość:)