Obiad w pracy. Surówki, kurczak bez skóry i FRYTKI...
wyobrażacie sobie jaka walka się toczyła w mojej głowie? Zjeść, nie zjeść, zjeść, nie zjeść...
poszłam to toalety, tam takie duże lustro, podciągnęłam koszulkę, spojrzałam na brzuch i tak sobie pomyślałam: Karola, i co chcesz teraz wszystko popsuć tymi frytkami?
Usiadłam na stołówce i zaczynam przerzucać na osobny półmisek moje frytki. Nie chce ich, nie będę jeść a na moim talerzu będą tylko mnie kusić. Wywalam... Ale... posmakowałam dwie. Zimne, twarde, bez smaku - tak sobie myślę i powtarzam. No jak już jeść to coś co jest smaczne a nie takie byle co... I udało się. Nie zjadłam ich. Ale jestem z siebie dumna, że mi się udało :)
Śniadanie: 2 kromki chleba żytniego, pomidor, ogórek i jajko, kawa
Śniadanie II: jabłko
Obiad: grillowane mięso z kurczaka, surówki
:))
Podwieczorek: wszamałam dwa ugotowane skrzydełka z zupy Mężusia
Kolacja: Owsianka z żurawiną i malinami.
Może jeszcze herbatę miętową wypije:)
Lecę robić obiad dla Mężula na jutro a potem ćwiczonka
szychu
14 maja 2012, 20:35super, że dajesz radę;-)
fiolkowaglowa
14 maja 2012, 12:14Szkoda, że nie napisałaś tego w niedzielę- może udałoby mi się wygrać z tortillami :D Powodzenia w dalszych zmaganiach