Do wyjazdu coraz bliżej...podekscytowanie rośnie, jeszcze pod koniec miesiąca zaliczę z mężem targi w Gdańsku, chwila relaksu nad morzem i wylot. Narazie zajęłam się małym remontem mieszkanka mojej mamy...jak ja to lubię dzisiaj będzie już fianał...zrobiło się czyściutko, jaśniutko i bardzo ładnie...tak z lekka prowansalsko.
Nadal z mężem jemy zdrowo...u męża waga już pokazuje 112kg pożegnał już 10kg, u mnie zatrzymało się na 61,4kg ale to nie koniec, kuzyn z żoną też już tydzień na surowo, narazie odstawili mięso, oswajają się dzielnie z nowymi smakami. Ja jestem bardzo dumna z mojego męża i cieszę się że tak mu jedzonko spasowało, teraz mogę być spokojna, że jak wyjadę to będzie nadal się tak odżywiał...efekty go bardzo motywują. Wróci jednak młodszy syn,dla którego zakupy będą musiały wyglądać inaczej, mam nadzieję że nie będzie to pokusą dla Pana męża:)
Ja natomiast w Szkocji zajmę się starszym, który buduje masę, ćwiczy i stosuje dietę wysokobiałkową, jednak nadal trochę sadełka zostało no i rzuty na słodkości, postaram się zarazić go zdrowym odżywianiem i będę mu pichcić warzywno - owocowe smakołyki.
Pomalutku już planuję co zbrać żeby się dobrze zadomowić, dla mnie ważne jest klimat wnętrza więc kilka gadżetów już przygotowanych, nawet dwa kwiaty ze mną pojadą, kot też był w planie ale okazało się, że przpisy są dość zaostrzone i trzeba kota Julka przez pół roku przygotować do przewozu: czip, szczepienia i specjalne badanie wyngane na wyspach na których wynik podobno czeka się ok 6 miesięcy...no ale myślę że na święta kocisko będzie już z pańcią:)