Dzień 9
Dziś i wczoraj towarzyszył mi wilczy głód...od wczoraj organizowałam prezent dla mojego M na rocznicę....stąd pół dnia spędzoengo w bieganinie po mieście, przeciągnęłam godziny między posiłkami i wieczorem skończyło się to napadem głodu... wczoraj i dziś były słodycze.
To jest dowód na to że jak się nie je regularnie to mamy ochotę na węglowodany i najczęściej wówczas po nie sięgamy...jak pilnuję pór posiłków to nic takiego się nie zdarza.Wczoraj zrobiłam skalpel dzisiaj treningu nie było. Po powrocie z zakupów byłam wykończona...jeszcze ta nerwówka czy zdążę...ale udało się...wczoraj upolowałam prawie 50-letni zegarek, zrobiłam na nim grawerowaną dedykację, zegarmistrz go wyczyścił i wyregulował.
Teraz go pięknie zapakowałam i jutro rano wyjeżdżamy do zamku w Mosznej...będzie zwiedzanie, królewski apartament, spa i kolacja we dwoje. Więc jeszcze jutro będzie dzień mniej zdyscyplinowany pod względem dietki...ale na tym nasze okrągłe rocznice się kończą i więcej okazji do wpadek nie będzie.
Dziś przymierzyłam swój strój kąpielowy bo muszę go zabrać na wyjazd....no zadowolona z tego ciała to ja nie jestem...dlatego dużo pracy muszę włożyć...zlikwiodwać cellulit (skalpel działa super) i zgubić boczki i wyszczuplic wew. stronę ud - to moje newralgiczne miejsca - tu moje bieganie powinno pomóc
W poniedziałek napewno na wadze będzie mniej...mam badanie do którego przygotowanie pomoże mi oczyścić oragnizm i fajnie wystartować w przyszłym tygodniu. Mam tylko nadzieję, że nic złego nie wykaże....choć dolegliwości powracają.