Dzień 105
Piszę dopijając kawusię na balkoniku wśród moich kwiatów....jest bosko, cieplutko...zaraz jednak ubieram strój biegowy i startuję...jest troszkę późno stąd ciężko było mi wstać bo bierze mnie jakieś przeziębienie a najlepszym dla mnie lekarstwem jest właśnie ruch. Pomślałam, że takie bieganie w południe kiedy już słonko wysoko, trochę mnie przygotuje na bieganie w takich temperaturach w Tunezji...także zawsze znajdzie sią jakaś dobra strona.
Wczoraj po bieganiu i rowerze byłam wykończona, także ćwiczeń już nie robiłam. Zjadłam trochę więcej niż powinnam (były orzechy laskowe i mars) ale jeden taki dzień luzu też jest potrzebny. Dzisiaj już będzie jak ma być. Dzisiaj zabieram sie za ogranięcie domku przed wyjazdem, moje dwa chłopaki zostają z inwentarzem (dwa kocury) i moimi kwiatami. Muszę trochę tego przygotwać...no i listę rzeczy które jako gospodarze muszą wykonywać...ale chłopaki są zdyscyplinowane i odpowiedzialne.
Dzisiaj będzie porządek w szafie...dużo za dużych rzeczy...planowanie co zabieram, no w i rozmrażanie lodówy (jak ja tego nie lubię), i cięcie dwóch głów męża i młodszej pociechy...
Uciekam zatem by zdołać wszystko zrobić i jeszcze do Was zajrzeć
motylek278
11 czerwca 2013, 12:50och ,ale masz dobrze.....wakacje:)