Tak zaczęłam ostatnio rozmowę z mężczyzną mojego życia. Aż się popłakałam...poważnie. Bo ja naprawdę bardzo chcę, ale moja odporność na pokusy ma swoje granice. Kiedy zjem swój posiłek, a on za pół godziny przynosi do pokoju stertę pachnących kanapeczek, albo jakieś gorące danie i zaczyna z przyjemnością konsumpcję tegoż, zachwycając się jakie dobre, mmmm....itp. to siłą rzeczy, nawet jeśli nie jestem głodna to wszystko mi pachnie, i choć organizm nie jest głodny, to umysł podpowiada smaki...i robię się głodna. Tak mnie to drażni...Poprosiłam, żeby tego nie robił, nie przynosił dodatkowego jedzenia i nie jadł przy mnie między posiłkami. Zrozumiał. Aż dwa dni stosował się Teraz kiedy go poproszę, wynosi się do kuchni, ale burczenie w brzuchu zostaje ze mną, niestety...
Ćwiczę... codziennie. Nie ma zmiłuj. jak nie daję rady, chwile odpoczywam i włażę na ten rower ponownie. Brzuszki i całe to zamieszanie wykonuję codziennie i wkurza mnie, kiedy czasem napomknę, że nie mam siły a słyszę "To odpuść dziś sobie" . A ja zdecydowanie wolałabym, żeby kopnąć mnie w tyłek, a nie pobłażać i pielęgnować moje lenistwo razem ze mną. To dotarło- do roboty zawsze mnie umie pogonić
Tak naprawdę wsparcie daje bardzo dużo. Albo chociaż nieutrudnianie sprawy hahahaha.
A za chwilkę dopiję kawę i na rower.
karaluszyca
25 lipca 2015, 13:54eee, z produktami to nie do mnie :)
Biedroneczka222
25 lipca 2015, 13:51Mam naturalny produkt na schudniecie ,ktory dziala jesli jestes zainteresowana napisz maila do mnie bjarmoszko@gmail.com
karaluszyca
25 lipca 2015, 09:02Nie. Już zauważyłam, że pobłażanie sobie do niczego dobrego u mnie nie prowadzi. Ćwiczę dość intensywnie jak mi się wydaje, ale ze mną jest albo-albo , albo zmieniam sposób w jaki się odżywiam, albo podjadam i tyję. Już to przerabiałam. Teraz tylko mi życzyć wytrwałości. Do wszystkiego można się przyzwyczaić.
sarunia66
25 lipca 2015, 08:52a może inna metoda ? to " coś pysznego " co mąż zajada doliczyć do bilansu dziennego i tez z nim zjeść kawałek ? albo zjeść a potem poćwiczyć więcej ?ja często tak robię -zjadam np.kawałek ciasta a potem spalam więcej na rowerku :)) miłego dnia
karaluszyca
25 lipca 2015, 08:39To nawet nie głód, może źle to określiłam. To ochota na coś, bo kiedy mi to pachnie, to czuję niemal smak tego, mam na to po prostu ochotę. Nie z głodu. Z chęci poczucia tego smaku, który akurat lubię.
aluna235
25 lipca 2015, 08:32Nie odpuszczaj! Walcz! Efekty Twojej pracy i samozaparcia przyniosą piękne efekty, a Ty będziesz silniejsza jak nigdy. Mnie czasami też denerwuje jak przy mnie opychają się słodkościami, ale mam to w nosie - im w biodra nie idzie. Czemu jesteś głodna? Nie powinno tak być. Powodzenia!
karaluszyca
25 lipca 2015, 08:30Po prostu, coś mi pachnie, coś co lubię i moja psychika na przekór organizmowi domaga się, żeby tego spróbować.
Himek
25 lipca 2015, 08:27Jak można być głodnym po zjedzonym posiłku, to ja nie wiem. ;P
karaluszyca
25 lipca 2015, 08:26ja jestem na etapie starania się, żeby nie robiło na mnie wrażenia :) Dziękuję.
zuzu11
25 lipca 2015, 08:11mam to samo w domu mój mąż ciągle coś podjada ale już się do tego przyzwyczaiłam i nie robi to na mnie takiego wrażenia ,wytrwałości pa