Witajcie!
Wczoraj
zanotowałam spadek formy. O ile przez cały dzień idealnie trzymałam się
jadłospisu, o tyle wieczorem nadszedł kryzys. Przyjechała moja dawno nie
widziana psiapsiółka no i się zaczęło… Nie będę się nad sobą użalać, chciałam
to jadłam, nikt mi na siłę nic do buzi nie wkładał – pierdyliard głupich,
pustych kalorii. Wpadło pół piwa, zjedliśmy w trójkę 3 paczki chipsów, pół
paczki paluszków i wypiliśmy 2 butelki czerwonego wytrawnego wina. Tak
walczyłam w tym tygodniu z ciągotami, a tu poległam na całej linii i dooopa
blada. No może blada nie, bo pewnie wyjdą moje szaleństwa w jutrzejszym
ważeniu. Rano mąż mi powiedział, że jak wrócił wczoraj z basenu i zobaczył, że ja taka walcząca w tym tygodniu wsunęłam już prawie paczkę chipsów, to był mocno zaskoczony. Kurde szkoda, że nie miał odwagi mnie opieprzyć od razu, może bym się opamiętała w porę. No, ale każdy jest kowalem i budowniczym swoich losów. Dzisiaj kończę wyzwanie przysiadowe, zrobię dwa dni przerwy i od poniedziałku startuję z poziomem 2 dla początkujących.
Dzisiaj też po pracy wyjeżdżamy w kierunku nadmorskim do moich rodziców. Ech,
mam nadzieję trzymać się dzielnie w ten weekend, czego Wam i sobie życzę!
diuna84
31 lipca 2017, 12:17najgorsza jest walka z samym sobą. u mnie tez często przychodzą takie kryzysy- nie wiem jak sobie z tym radzić. udanego odpoczynku ;)
tracy261
28 lipca 2017, 14:41Dziś jest nowy dzień i trzeba zapomnieć o starym :)
kingusia1907
28 lipca 2017, 14:23to tylko raz, człowiek nie jest idealny, żeby w 100% wytrzymywać całe życie, teraz wrócisz do zdrowych nawyków treningów i będzie lepiej, trzymaj się i miłego weekendu ;)
agazur57
28 lipca 2017, 13:24U mnie czasami narasta przez tydzień straszna chcica na przetrzebienie szafki ze słodyczami- zauważyłam, że taki 1 dzień raz na jakiś czas pozwala mi na rozładowanie tego rosnącego balona.