13 sierpnia
Ponieważ moja szklana waga znowu mnie lekuchno kocha - pozwoliłam sobie dzisiaj na obżarstwo. Owockowe. Kolorowe. Pachnące. Pomarańczowo-rumiane słodkie morele. Jedna malinowo-mechata brzoskwinia. Mleczny koktajl z ciemno-soczystych malin. Winogrona tak żółte, że same z łodyżki spadają. Śliwunie granatowe ze srebrnym nalotem, w środku w kolorze słońca przed zachodem. Wszystko kapiące słodkim sokiem po brodzie, po chciwych palcach, po łakomych zębach.
W ramach "pokuty" 37 kilometrów rowerem, pod wieczór. Gdy wracałam wieczorem nad samym brzegiem Wisły - do oczu, nosa i paszczy wpadały mi muszki i inne ćmole.
Na kolację 4 młode kartofelki, tylko z solą, kremowe słodkim miąższem. Żółtej fasolki szparagowej juz w brzuszku nie zmieściłam...
Drink, albo jeszcze lepiej dwa, i do spania
w dół, w dół, w dół !....
14 sierpnia
Wczoraj zassane około 1700 kcali, ostatniego drinka nie dopiłam... Dzisiaj rano waga odrobinę, ale zauważalną odrobinę w dół.
Przez dzień cały zassane 1557 kcali, łącznie z łyżką majonezu o świcie, po rozdzieleniu walczących kotów... tak sobie na koci stres liznęłam. Wieczorem niecałe 20 kilometrów przejechane rowerem. Ale już ciemno było i wciąż w dziury wpadałam, kości siedzenia tłukąc boleśnie. Albo wyboje czyniły zakusy na moje zęby.
Wieczór boleśnie samotny. Ale tylko jedno czeskie piwo Staropramen. I to rozcieńczane sokiem. W dzień ani kropli % i nawet mnie nie suszy.
haanyz
13 sierpnia 2009, 23:00kusisz kochana, oj kusisz!!! najpierw falami, sloncem, wiatrem i plazami, teraz tymi owocami. Nie znasz litosci!!!! A tak pieknie to opisalas, ze teraz musze sobie tlumaczyc, ze owoce są be i ze zabijaja!!;-)))