Wreszcie pojechałam na porządną rowerową przejażdżkę. Porządną, a nie takie kilkukilometrowe pitu-pitu.
Rany! Jak mi tego brakowało!
Rozdawałam radosne i niespodziewane uśmiechy mijanym rowerzystom, zwłaszcza tym w odpowiednim wieku. Zaskakiwały ich, hihi.
Obdzwoniłam oburzonym dzwonkiem rówieśnicę, stojącą pieszo! i niczym Szymon Słupnik na środku ścieżki.
Eleganckimi rowerowymi pokłonami dziękowałam kierowcom, gdy drogi ustępowali.
Ścigałam się z takim jednym młodziakiem w czerwonym wypasionym kostiumie. Ach, co za kształtna męska doopka!
Uratowałam od przejechanej śmierci jaskrawożółtą grubą gąsienicę, skąd ona się wzięła o tej porze?..
Gburowi i gburce w złotym Mercu barrrrrwnie nawrzucałam; ja rozumiem, że miał gwałtowną potrzebę skręcenia w prawo, ale zablokował zielone światło na przejściu; i mi na rowerze i dwóm młodym matkom z wózkami i grupce pieszych.
Z ponurą zadumą wygapiałam się na budowlanego mastodonta w dzielnicy niskiej zabudowy.
Strzeliłam fotkę sójce w locie, dwie takie latały i chyba szukały materiału na gniazdo.
A to sójka portretowa. Ale nieziemski błekit na skrzydłach mają taki sam. To on moje oko przyciągnął.
Dwa kawałki warszawskich traktów rowerowych zostały zawłaszczone. Oba, acz w różnych dzielnicach, to przez tego samego winowajcę. Przez Metro.
Jeden kawałek wokół stacji postojowej na Kabatach. Metro się otacza murem trzymetrowym. Betonowym. Widocznie im w okna warsztatów zaglądano. Kretyni, warsztaty o 50 metrów od ogrodzenia. I na czas stawiania cyklopowego muru zamknięto ścieżkę rowerową, która wzdłuż dawnego siatkowego ogrodzenia biegła. Wertepami okropnymi musiałam kawałek jechać. Jeszcze nie wiem, co na to jutro powie moje siedzenie.
Drugi kawałek to szeroka i asfaltowa droga wzdłuż Wisły, pozostałość po budowie tunelu wzdłuż rzeki.. I piękny skwerek koło warszawskiej Syrenki. Podobno tu będzie stacja drugiej nitki metra, Powiśle, tak tabliczki wieszczą. Nad samą Wisłą??? A jak znów Wielka Woda przyjdzie????
To foto budowy wokół Syrenki. Ona stoi na tym piaskowcowym cokole z prawej strony.
A jaki był cel mojej wycieczki.
No jak to jaki????? Brzuchy samolotowe!!!!!!!
Pierwszy samolot widziany w tym sezonie z bliska to był jakiś śmigłowy kurdupel. Ale chwilę po tym, jak mu zrobiłam fotkę, to on mi zrobił przyjemność niebywałą. Na moment ogarnął mnie swoim cieniem!!! Na palcach rąk mogę policzyć takie zdarzenia.
A potem pojechałam na moją ulubioną górkę na początku samolotowego pasa podejścia. Górki już nie ma. Zamiast niej jest dołek. Konstrukcyjny, wypełniony żelaznym zbrojeniem i już częściowo zabetonowany. Budowa węzła Lotnisko trasy S-2.
Ale na początek pasa podejścia się dostałam. Trochę rudego błota na oponach.
Brzucho samolotu podrapałam. Znaczy skakałam, żeby podrapać. I krzyczałam.
A potem na Wirażowej byłam, przy miejscu samolotowego rozbiegu. Duży taki przejeżdżał blisko bardzo i potem się rozpędzał. Warczał okropnie.
A potem wracałam. Jezdniami, bo się śpieszyłam. Uprzejmi kierowcy. Pola Mokotowskie. Łazienki. Plac trzech Krzyży. Dziki rowerowy pęd w dół Książęcą. Pierwszy rekord w tym roku, 38,4 km/h.
I piękna panorama mostu Poniatowskiego i stadionu w budowie.
Dobrze, że wzięłam rękawiczki i chustkę na szyję. Pod koniec zmarzłam. Zwłaszcza zmarzły mi zadnie copytka. Bardzo.
Acha, przejechałam powyżej 52 km.
Jutro chyba czas na podsumowanie kwartału na siłowni.
DuzaPanna
1 kwietnia 2011, 14:56kurcze, dzielna jesteś tak pedałować :) i że kondycja, i że po ulicy - nieustająco podziwiam :)
maud77
30 marca 2011, 09:47Tak, tak - uśmiech wprawia nasz ponury ludek w osłupienie :) Pamiętam moje rowerowe wakacje na Bornholmie sprzed kilku lat - rowerzyści darzyli się zawsze sympatycznym uśmiechem, miłym pozdrowieniem, machnięciem reki - jakie to było fajne! Dzięki za fotki - boskie te fruwające i latające stworzenia !
kitkatka
30 marca 2011, 01:37Warszawę już odwiedziłam. Teraz ruszam na południe Polski. Pozdrówka
AAMM4
29 marca 2011, 21:29Wszystko fajne, ale stadion na moście powalający. Zdjęcie na konkurs.
...Dupka
29 marca 2011, 14:39Przyznać muszę, że rzadko zdaża się niezaskoczony pozdrowieniem na trasie rowerzysta. Uśmiecham się do każdego mijanego, niektórzy patrzą na mnie jak na świrusa, ale i co poniektórzy oduśmiechują się lub nawet słowne pozdrowienia ślą.. Miło tam u Ciebie Jolu. Moje miasto za małe by sensownie sobie móc po nim pośmigać, a i ścieżek rowerowych jak na lekarstwo, dlatego moje trasy są pozamiejskie: wioskowo-leśne. Tereny górzyste więc i namachać się można pod górę i radośnie przyspieszyć z górki :))
Starsza.pani
29 marca 2011, 13:16Nie dość, że taaaki dystans pokonany, to ciekawie opisany i fotki zdążyłaś porobić. Fajnie się czyta - jak zwykle. Gratuluję.
aganarczu
29 marca 2011, 13:08Ja taka nakrecona chodze, ze na lajtowe cwiczenie nie ma szans. Snieg stopnial i juz w czwartek przyjade do pracy na rowerze. Bede jezdzic tylko we wt,czw i piatki :-) Mam 9km do pracy w jedna strone a spowrotem bede jechala droga okrezna (17km) :-) Jak narazie moj malzonek poprawia swoja kondycje bo w niedziele wymiekal a ja nawet nie poczulam, ze jezdzilam :-)
deepgreen
29 marca 2011, 10:51Trwarda zawodniczka z Ciebie!Nie dosc ze pedaluje,to jeszcze foty cyka i potrafi przed gasienica wyhamowac:-)Chcialabym Twoja kondycje miec... Dziecie moje wie,ze wyglada jak ksiezyc w pelni i wie,ze czas to zmienic.I jak wiekszosc odchudzaczek ma problem ze znalezieniem plastra na pysk.Schudlam zeby pokazac,ze jak sie chce to sie da.Trzyma diete.Mam nadziej,ze za pare miesiecy pochwale sie chudym dziecieciem:-)A zrobilam ja sobie..wczesnie.Szybko piskleta z gniazda wygonilam i mam czas na hulanki:-)
BettyBoop6778
29 marca 2011, 10:40Mnie bardziej niz o kompetencje chodzi o tzw. "traktowanie czlowieka". Moze Ty tego na szczescie nie doswiadczylas. Ale ja sie nasluchalam od bratowej (trojka dzieci + jedno poronienie) tudziez od moich kolezanek... Wiem, nie nazlezy generalizowac.
baja1953
29 marca 2011, 08:59Jola, zrobiłam rewizję w domu, po czym pożarłam znalezisko, bo... głupia jestem...bo w ciągu czekoladowym byłam...bo...czekoladę w domku znalazłam...a tak naprawdę, bo jestem czekoladoholiczką. Nie mam, to mogę nie jeść, ale jeśli mam, to wyszperam i zeżrę płacząc nad swoim upadkiem rzewnymi łzami... Twoja wycieczka boska...Uwielbiam tak jechać i jechać, ale..mi też marzną okrutnie nogi... Może teraz będzie już cieplej, ale zeszłotygodniowe wyprawy( ok 35 km) przypłaciłam okazałą opryszczką...Bleee Pozdrawiam, chudzinko!!!
aneczka102
29 marca 2011, 08:29ja mimo całego swojego patriotyzmu, do stolicy jako miasta jakoś nie mogę się przekonać. Ale te Twoje opisy takie fajne są - niby marudzisz, że tu budowa, tam płot, ale widać, że lubisz te stołeczne okolice. mam racje?? I jakoś tak przybliżasz mi pozytywnie ta odległą Warszawę. :) Gratuluję pierwszego porządnego wypadu. ja swój rower dopiero w ten weekend wyciągnę.
alunia1960
29 marca 2011, 01:00aż się chce powiedzieć - a nie mówiłam? :-) dopiero co burczałaś na siebie o jakieś parę gramów...a budowlany mastodont to ta nowa wielka świątynia o której było tak głośno, że aż do mnie dotarło? to to nie w centrum jakoś, tylko tak wśród willi? a kto toto zapełni? ;-) Ale wycieczka ciekawa, ładnie napisana i zdjęcia pocieszające bardzo. A skoro Ty wyjechałaś rowerem to i gąsienice mogą a nawet i ja może jutro pójdę do lotniska i z powrotem (ale mam znacznie bliżej).Pozdrawiam bardzo!
bebeluszek
29 marca 2011, 00:36to teraz ja oplulam monitor! za "śmigłowy kurdupel". pieeeeeekne! klawo jest z jola jezdzic po warszawie! howk!
renianh
29 marca 2011, 00:24Dobrze ze nie wszyscy kochają to samo ,bo tłoczno by było na ścieżkach.Ja dzis na spinningu jechałam sobie w wirtualnym terenie po płaskim i pod 5 olbrzymich gór i tak sobie myślałam jak to przyjemnie tak jechac w pomieszczeniu ,pot leję sie okrutnie ale nie wieje nie pada nie jest zimno ani gorąco.Chyba wykupię siłownie na lato też tak jest fajnie i biegac też wolę na bieżni niż w terenie.Tylko z kijami i na nartach wolę na żywo.
filipinka1
28 marca 2011, 23:32Jolu za tę wycieczkę po Warszawie, jak skończyłam czytać to czułam się jakbym to ja ją odbyła osobiście!!! nawet w nogi zrobiło mi się zimno, he, he
joanna1966
28 marca 2011, 23:15Jezu! Moje dzisiejsze 5 przy Twoich 50 to jakis żart:))) Dogonić cię Jolando nie dogonię, ale ścigać będę!!!!!!!!!!!!!!!!!
zarowka77
28 marca 2011, 23:08dzieki tobie czuje sie tak, jakbym tez te 52 km przejechala razem z toba;))))) a ja biegam, codziennie po 45 minut;))) i uwielbiam biegac;)) zapomniałam, jakie to fajne;)) chuda dooooooopko;)
Milly40
28 marca 2011, 23:03jutro Cie tyłek bedzie bolał !!!!
Milly40
28 marca 2011, 23:03to byłaś u mnie na Kabatach !!! trzeba było wpaść na kawe ;-))))
WiosennaRewolucja21
28 marca 2011, 23:03Gratuluję 52 km. To nie lada wyczyn! :)