Ostatnie parę dni przyniosło mi to, czego obawiałam się najbardziej: przypomnienie, że ABSTYNENCJA OD KOMPULSYWNEGO OBJADANIA SIĘ NIE JEST MI DANA RAZ NA ZAWSZE. W ciągu ostatnich czterech dni trzy razy zdarzyło mi się jeść kompulsywnie! Scenariusz dobrze mi znany, zawsze ten sam: ja stojąca (na siadanie już nie ma czasu) w kuchni, zachłannie wrzucająca do ust smaczne jedzenie, nie potrafiąca przestać. Po skończonej uczcie poczucie niesmaku. Takie jedzenie nigdy NIE sprawia przyjemności (mimo że na kompulsywne uczty często wybieram najlepsze smakołyki). Wcześniej brak jakiejkolwiek motywacji do refleksji „zjeść czy nie zjeść”. Tylko silny impuls: zjedz! I brak jakichkolwiek prób powstrzymania tego.
Rok temu „wywołując duchy” odkryłam i porozmawiałam z Demonem Głodomorrą. Powiedział, że przychodzi zawsze wtedy, kiedy dzieje mi się krzywda. Zaczęłam się więc zastanawiać, jaka krzywda mi się dzieje.
Po pierwsze: parę dni temu zarwałam noc i trochę niedospałam. W pozostałe noce nie bardzo udało mi się „nadrobić” straty. Niedospanie często bywa u mnie przyczyną wilczego głodu. Możliwe, że o tę zawaloną noc ciągle jeszcze mojemu organizmowi chodzi. Dzisiejszej nocy przespałam dziesięć i pół godziny i czuję się fajnie. Może to pomoże…
Po drugie przez cały ostatni tydzień czułam się jakaś taka bez energii. Nie wiem czy chodzi o to niedospanie, coraz mniejszą ilość światła dziennego, ochłodzenie czy diabli wiedzą o co. W każdym razie poczucie braku energii i napady jedzenia też bardzo często idą u mnie w parze.
Mam nadzieję, że dzisiaj już będzie dobrze. Najbardziej boję się pory kolacji, bo to o tej porze zwykle dopada mnie Głodomorra. A od takich pojedynczych kompulsywnych dni zaczynają mi się całe ciągi, które trwają miesiącami a czasem i latami. Normalnie przerwać tego potem nie potrafię! Jak alkoholik w ciągu. Miałam nadzieję, że pięć posiłków dziennie i 1500-1800 kalorii załatwią sprawę wilczego głodu, ale choć jest to bardzo pomocne rozwiązanie, to najwyraźniej to jeszcze nie wszystko. Trudno, dziś od nowa staram się dbać o siebie, zbytnio nie przemęczać, jeść dobrze co trzy godziny i zobaczymy co dziś z tego wyjdzie. Proszę, trzymajcie kciuki.
A z rzeczy pozytywnych to: Nadal chodzę na zumbę. W tym tygodniu na rowerku stuknęło mi w końcu wymarzone, wyczekane tysiąc kilometrów (za jeden sezon 2014 – nigdy w życiu tyle nie zrobiłam w jednym roku). Dzięki sugestiom pani znachorki zmieniłam trochę jadłospis, ujęłam chleba, jajek i żółtego sera, dodałam warzyw i owoców. Teraz moje codzienne menu wygląda o niebo ciekawiej!
No, to trzymajcie kciuki za DZIŚ, bo jeśli dziś mi się uda to i jutro będzie lepiej!!!
magnolia90
26 października 2014, 16:04No, nie! Pognaj tego Głodomora tam gdzie pieprz rośnie! 4 dni napadu, a teraz powrót na dobre tory - pokonujesz Glodomora, bo nie trwało to kilka tygodni tylko kilka dni. :):):) Trzymam kciuki i jestem dobrej myśli.
endorfinkaa
26 października 2014, 13:33fajne nastawienie, ja też mam napady jedzenia, niestety nie panuję nad tym, wystarczy gorszy dzień