Coś mi się stało dzisiaj przedziwnego.
Wyłapałam doła, poszłam na fast foody (to wcale nie jest przedziwne). Postanowiłam dogryźć na osłodę czekoladą, a właściwie dwoma (to też jeszcze nie jest przedziwne) ale wtedy...
... po raz pierwszy zobaczyłam oczywistą oczywistość!!!!
Kolejne jedzeniowe maratony odwalam zawsze z naiwną myślą że jeszcze tylko dziś się najem, tylko dziś sobie zrobię dobrze, ale od jutra już napewno do końca życia nie będę się objadała, nie będę miała żadnych problemów z odmawianiem sobie jedzenia a po paru tygodniach będę wyglądała niczym Boska Emma.
Dziś sobie uświadomiłam, że to wcale nie jest tak! Każda nadprogramowa czekolada to kolejne gramy tłuszczu w boczkach, których nie pójdzie wcale tak łatwo zutylizować jedząc mniej kalorii przez jakiś tam czas. Odmawianie sobie jedzenia jest męczące. Potem organizm najczęśćiej upomina się o swoje i kilogramy wracają. Wszystko razem tworzy tragikomiczną męczarnię przypominającą wtaczenie przez Syzyfa kamienia na szczyt góry. Pomysł "dziś zrobię sobie dobrze i zajem a jutro będę się odchudzać" wydał mi się nagle koszmarnie głupi. Wszystko to wydało mi się koszmarnym nieporozumieniem.
Nie wiem, nie potrafię Wam opisać tego słowami co poczułam całą duszą. To co piszę słowami jest absolutnie logiczne i absolutnie oczywiste i każde dziecko to wie. Ja też. Ale to było takie coś... nie wiem.... jak oświecenie... Ja zobaczyłam całą koszmarną głupotę tej sytuacji. Jej niemądrość ze wszystkimi jej chorymi konsekwencjami. Moje cierpienia. To całe odchudzanie, objadanie. Koszmar. Jak długo można robić w kółko to samo licząc że tym razem się uda?
Pierwszy raz coś takiego poczułam. Poczułam całą sobą. To było jak oświecenie. Jak spokój który spływa na Ciebie z nikąd. Zaparkowałam pod sklepem, ale po czekoladę już nie poszłam. Napięcie minęło. Może najadłam się tym razem tylko fast foodami? Zwykle się nie najadałam. To nie była walka z napięciem i wstrzymywanie chęci zjedzenia czegoś na siłę. Ta chęć przeszła sama. Planowałam zjeść pod sklepem w samochodzie jeszcze dwie czekolady. Ale już ich nawet nie kupiłam. Naprawdę nie wiem CO mnie powstrzymało, ale COŚ mnie powstrzymało. Tak jakby Anioł stanął mi na drodze i dał jakąś niematerialną dobroć zamiast jedzenia.
Coś podobnego wydarzyło mi się może ze trzy dni temu. Poszłam do cukierni z zamiarem kupienia największego ciacha jakie tam znajdę. To już była ta faza i ręce powoli zaczynały mi się trząść z pożądania jedzenia. I ku własnemu zdziwieniu największą ochotę poczułam na... najmniejsze ciastko. I to nie było wybrane rozumem: że najmniejsze to najmniej kalorii. Nie, ja poczułam że najbardziej mi będzie smakowało. Zjadłam to najmniejsze i nie miałam jak przy klasycznym jedzeniowym ciągu ochoty wrócić po pięć kolejnych do tej lub następnej cukierni. To też wydało mi się wtedy dziwne.
Nie, no ja rozumiem, że NORMALNI ludzie kupują w cukierni jedno małe ciastko albo zjadają jednego fast fooda. Normalni. Ale nie ja mająca jedzeniowy ciąg...
W obu przypadkach zaczęłam się zastanawiać... jestem zdesperowana, ostatnio zaczęłam już nawet Boga wzywaćna pomoc...
Boże, czy to już TY?
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Betka74
12 września 2014, 23:40ps: ja po fast foodach dostaje apetytu wygłodzonego potwora
Betka74
12 września 2014, 23:37Nie jesteś tak czasem przed okresem? A wiesz, zapomniałam Ci polecić ksylitol smakuje jak cukier a cukrem nie jest, w dodatku zdrowy. Wada drogi i trzeba uważać by nie kupić syntetycznego. http://www.planetazdrowie.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=185&Itemid=216
Ja-Ogrzyca
12 września 2014, 23:58Nie. Nie jestem przed okresem. :) Miałam doła z konkretnego powodu, nakręciłam się konkretną sytuacją i konkretnymi myślami. Powinnam chyba wydawać tygodnik "jak perfekcyjnie się dołować - przydatne rady dla każdego". :) A tak na poważnie to po prostu miałam problem z którym sobie emocjonalnie nie potrafiłam poradzić, to i wybrałam najszybsze i najskuteczniejsze rozwiązanie: jedzonko.
SLIM2BE
12 września 2014, 23:19To siedzi w naszej glowie. Zazdroszcze tym, co potrafia jesc NORMALNIE! PS. Tak naprawde, to dziwie sie, ze naukowcy nie zbadali co dzieje sie w mozgu osoby, u ktorej pojawia sie mysl o objedzeniu... (oczywiscie mam na mysli kompulsywne objadanie)/
Ja-Ogrzyca
13 września 2014, 00:03No powiem Ci, że też mnie to fascynuje. Tyle rzeczy jest zbadanych od A do Z, a taka niemal codzienna przypadłość jakoś nie bardzo jest przebadana. Wiedzą jak to się dzieje że myślimy, że pożądamy drugiego człowieka, że zachodzimy w ciążę etc... A jak to się dzieje że mamy kompulsy i jak je na amen wyłączyć? Może w świecie w którym reklamy robią wszystko żeby zwiększyć konsumpcję nie opłaca się tak naprawdę leczyć ludzi z uzależnienia od jedzenia? No zobacz jakie to są pieniądze: najpierw ktoś kupuje jedzenie, potem trzeba wyprodukować więcej materiału na większą osobę, potem ten ktoś kupuje diety odchudzające albo usługi personalnego trenera albo chociażby jaja tasiemca... potem znowu ma doła i znowu kupuje jedzenie... No proszę Cię - jak dla krajów które stawiają na jak największą sprzedaż wszystkiego to taki uzależniony od jedzenia to konsument idealny!!!!